11 czerwca 2010 roku życie Bieleckiego wywróciło się do góry nogami, gdy podczas meczu Polski z Chorwacją Josip Valcić tak nieszczęśliwie go zaatakował, że Karol stracił oko. Pomocną rękę wyciągnęli wtedy Niemcy z Rhein Neckar Loewen, jego ówczesnego klubu. - Zapewnili mi opiekę lekarską, pomoc psychologów i świetnych rehabilitantów. Nigdy im nie zapomnę, że nie stracili we mnie wiary. Cały czas powtarzali, że czekają, aż wrócę na boisko. Podtrzymywali mnie na duchu, nawet wtedy, gdy sam miałem wątpliwości, czy dalsze uprawianie sportu będzie jeszcze możliwe - opowiada nam Karol.
Żarty na bok
Bielecki od 2007 do 2012 roku zagrał dla Lwów w 147 meczach i zdobył 528 goli. Latem 2012 roku zdecydował się wrócić do kraju. - W Kielcach mam rodzinę, przyjaciół, tu jest mój dom - twierdzi teraz.
W sobotę Bielecki i jego koledzy z Vive chcą zapolować na Lwy.
- Dzwonili do mnie koledzy z Niemiec. Pożartowaliśmy, pośmieliśmy się, ale kiedy wyjdziemy na parkiet, żarty pójdą na bok. Rhein Neckar to nie "ogórki", ale my też czujemy się mocni i wierzę, że wyjdziemy zwycięsko z tego dwumeczu - uważa.
Rączka mu chodzi
Dla Bieleckiego starcie z Niemcami będzie niezwykle ważne z jeszcze jednego powodu. Nowy trener mistrzów Polski Talant Dujszebajew od Bieleckiego rozpoczyna ustalanie składu Vive. W przeciwieństwie do Bogdana Wenty, który głównie trzymał Karola na ławce rezerwowych.
PŚ w planicy, wyniki kwalifikacji. Pięciu Polaków w konkursie
- Przy nowym trenerze odżyłem. Czuję się świetnie, rączka chodzi, chłopaki z Rhein Neckar przekonają się o tym w sobotę - śmieje się Karol, który w 2004 roku przeszedł z Kielc do Magdeburga za 200 tysięcy euro, co do dziś pozostaje najwyższą kwotą zapłaconą przez zagraniczny klub za polskiego piłkarza ręcznego.