W rozmowie z "Super Expressem" Wyszomirski z dystansem podchodzi do komplementów, które zbiera.
- Czujesz się już na siłach, by na dłużej zastąpić Szmala w reprezentacyjnej bramce?
Piotr Wyszomirski: - Co to znaczy na dłużej?! Sławek jest w najlepszym wieku dla bramkarza, jeszcze przed nim kilka lat gry. Jest światowej klasy zawodnikiem, będzie mi bardzo ciężko wygrać z nim rywalizację. Poza tym nie wyobrażam sobie kadry bez niego. To niesamowity człowiek, zawsze można na niego liczyć. Świetnie buduje atmosferę w drużynie.
- Ile jest prawdy w tym, że po odpadnięciu z walki o medale ta atmosfera nie jest w reprezentacji najlepsza ?
- To nieprawda. Po prostu wszyscy żałujemy, że Polski zabraknie wśród czterech najlepszych drużyn mundialu. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak zacisnąć zęby, podnieść się i dalej walczyć.
- Kiedy dowiedziałeś się, że Szwedzi pokonali Chorwatów i zamknęli wam drogę do najlepszej czwórki turnieju?
- Na rozgrzewce przed meczem z Serbią. Oglądaliśmy końcówkę tamtego spotkania na ogromnym telebimie.
- Trudno było potem zmobilizować się do kolejnych meczów?
- Nie było łatwo, informacja o wygranej Szwedów rzeczywiście trochę podcięła nam skrzydła. Ale pojawiła się też złość i chęć udowodnienia, że nadal trzeba się z nami liczyć, że wciąż jesteśmy dobrą drużyną.
- Słyszeliśmy taką opinię, że Piotr Wyszomirski to... jedyne objawienie w polskiej reprezentacji na tych mistrzostwach świata?
- To bzdura, nie ma co jej komentować!
- Wrócicie z tego mundialu bez medalu, po raz pierwszy od 2007 roku...
- Ale nadal walczymy o start w igrzyskach olimpijskich w Londynie. Na tym się skupiamy. To co było już nie wróci i nie ma sensu zaprzątać sobie głowy historią.