W ubiegłym tygodniu prezes i właściciel PGE Vive Kielce zdecydował się wysłać do radnych pismo, w którym poprosił o wsparcie klubu z kasy miasta. Wnioskował o przyznanie dodatkowych 4,5 miliona złotych. W poprzednich dwóch latach ratusz dofinansował żółto-biało-niebieskich przelewami po 2 miliony złotych. Holender nie chciał zdradzać dlaczego koszty tak wzrosły. Jasnym jest jednak, że w ostatnich latach mistrzowie Polski swoją postawą zasłużyli na przychylność radnych i prezydenta Wojciecha Lubawskiego. We wtorek okazało się, że politycy myślą inaczej.
- W 2016 roku prezes Servaas po raz pierwszy wystąpił o wsparcie dwoma milionami, mówiąc, że to sytuacja wyjątkowa. W 2017 roku nastąpiło to po raz drugi i istnienie klubu było zależne od tych 2 milionów. Przygotowałem tę uchwałę przy ewidentnym proteście służb księgowych. Teraz zapisaliśmy dla VIVE 2,5 miliona. W lutym władze klubu poprosiły nas, żeby wypłacić je natychmiast. Potem wszystko miało być dobrze. Teraz dostaliśmy wniosek o 4,5 miliona - powiedział na konferencji prasowej Lubawski, który odmówił dodatkowych pieniędzy dla Vive. - Miasto nie ma takich pieniędzy. Spotkałem się parokrotnie z prezesem i powiedziałem mu wyraźnie, że jeżeli liczy na cokolwiek, to tylko po rozliczeniu półrocza i możemy mówić maksymalnie o paruset tysiącach. On miał tego świadomość, a mimo to powiedział, że jeżeli chcemy klub w Kielcach, to musimy dać 4,5 miliona złotych. Nie odważę się zabrać takiej kwoty innym podmiotom - dodał prezydent Kielc.
- Miasto nie ma takich pieniędzy - powiedział we wtorek prezydent Kielc w odpowiedzi na wniosek PGE Vive.
Jak zaznaczył Servaas PGE Vive nie upadnie. Może być jednak ciężko o kolejne wielkie sukcesy na arenie europejskiej. - Upadłość klubu w ogóle nie wchodzi w rachubę. Po prostu będziemy musieli dopasować poziom sportowy do budżetu - stwierdził, cytowany przez portal sportowefakty.wp.pl.
Sprawdź wyniki sportowe na żywo. Tabele i statystyki.
Cały sport w jednym miejscu