Mer Rio Eduardo Paes odpowiedział Australijczykom, że olimpijska wioska w Sydney podczas olimpiady 2000 nie umywa się do wioski w Rio i jeśli chcą się czuć jak w domu, to może im sprowadzić "kangury skaczące na zewnątrz".
Podpisuję się obiema rękoma pod tym, co mówi Paes, bo przypominam sobie, jak w 2000 roku mieszkaliśmy w Sydney w dziennikarskiej wiosce olimpijskiej. To były podrdzewiałe kontenery postawione na pustakach. Wyposażenie wewnątrz na poziomie domów socjalnych dla biedoty, podłogi brudne. I kasowali za pokój po 200 dolarów za dobę.
Była jednak jedna ekstraatrakcja. Przy wejściu do tej naprawdę żałosnej "wioski olimpijskiej" (przy której szałasy polskich juhasów to luksusowe apartamenty) biegały za ogrodzeniem kangury. Może rzeczywiście malkontentom z Australii trzeba sprowadzić kangury, żeby poczuli się jak u siebie w domu.