"Super Express": - Zaskoczył pana złoty medal i rekord świata Anity?
Czesław Cybulski: - Nie. Przewidywałem go już w listopadzie ubiegłego roku, gdy rozpoczynaliśmy przygotowania. Katorżnicza praca miała dać miejsca w pierwszej trójce największych imprez.
- Tylko że w ostatnich dniach trenowała sama, względnie przy asyście innych szkoleniowców...
- Poradziła sobie z presją i z brakiem opieki szkoleniowej w treningu technicznym. Dowiodła tym samym, że jest wielką zawodniczką.
- Czy przed spięciem, które doprowadziło do zerwania współpracy, zdarzały się inne?
- Oczywiście, że były w ciągu pięciu lat. Bywało lepiej i gorzej, co jest nieuchronne przy krańcowych wysiłkach... A w końcu poszło o różnicę zdań na temat treningu. Uznałem, że już nie poprawimy dostatecznie techniki i chciałem postawić na siłę. Anita się sprzeciwiła. Choć kiedy się rozstaliśmy, sama podjęła intensywny trening siłowy.
- Jej rekordowy rzut był już idealny?
- Właśnie, że nie! Było sporo błędów, widać, że w tej zaniedbanej technice jest sporo do zrobienia. Anita ma predyspozycje, by jako pierwsza kobieta na świecie rzucić 80 metrów.