Najlepsza polska młociarka podczas wizyty w redakcji nie ukrywała, że w pocie czoła pracuje na to, aby jej młot latał daleko.
- Tygodniowo przerzucam w siłowni piętnaście ton w ćwiczeniach rękami i ze dwadzieścia nogami. Rocznie dałoby to kilkanaście wagonów węgla - wyliczyła.
"Super Express": - Musiała pani kiedyś użyć siły w sytuacji prywatnej?
- Był jeden taki incydent. Cóż, napastnik trochę cierpiał... Ale zapewniam, że nie jestem agresywna.
- Nie żal pani poświęcenia własnej sylwetki dla większej masy mięśniowej?
- Już w czasach szkolnych stale byłam najwyższa i największa wśród rówieśników. I już wtedy chciałam zostać znakomitą sportsmenką. Wiedziałam, że rzucając żelastwem, będę musiała przytyć. I nie miałam tego rodzaju kompleksów.
- A kompleks 80 metrów? Żadna kobieta nie rzuciła młotem na taką odległość.
- Ta liczba prześladuje mnie od dwóch lat. Było blisko podczas igrzysk w Londynie. Nadal mam pragnienie być pierwszą, która przerzuci 80 metrów. I dużo motywacji, by zdobyć olimpijskie złoto, jak Kamila Skolimowska.
- Nie drażni miano następczyni Kamili?
- Bardzo mi ono odpowiada. Kamila była moją idolką, gdy zaczynałam rzucać młotem. Jestem ambasadorem fundacji jej imienia. A używając jej rękawicy, młota i butów, zdobywałam najcenniejsze medale i biłam rekordy świata.