Aby wyjść z grupy, Polki musiałyby nie tylko pokonać USA i Wenezuelę, ale liczyć na dobry układ, stosunek małych punktów, który mamy obecnie zdecydowanie gorszy od Amerykanek.
- Policzyliśmy. Trzeba wygrać z Wenezuelą do 18 i potem pokonać Stany Zjednoczone - łudzi się jeszcze Bonitta (45 l.).
Polki w fatalnym stylu przegrały 2 początkowe sety (do 21 i 20) spotkania z Japonkami. W trzecim - za słabo spisującą się Sadurek - na pozycji rozgrywającej pojawiła się Skorupa i od razu gra polskiej drużyny zaczęła się kleić. Dwa wygrane sety, ale - niestety - w tie-breaku górą były Japonki (15:11).
- Cały czas je goniliśmy. Może zabrakło pół seta, żeby je dogonić - zastanawiała się Mariola Zenik (26 l).
Marco Bonitta analizował na chłodno: - Nasze dziewczyny nie mają cierpliwości. Jak nie wyjdzie pierwszy atak, zaczyna się zamieszanie. Bardziej doświadczone zespoły sobie z tym radzą, my - nie. W tie-breaku były cztery piłki, żeby doprowadzić do wyrównania, ale nie zostały wykorzystane.
Pojawiły się pogłoski, że w polskiej drużynie powstał konflik. W jego epicentrum mieli być rzekomo Marco Bonitta i Anna Barańska. Zagadnięty o to przez "Super Express" Bonitta, odpowiedział: - Nie jestem właściwą osobą, żeby rozmawiać o plotkach. Potem jednak w rozmowie z małą grupką polskich dziennikarzy stwierdził: - Powiedziałem tylko, że nie jestem zadowolony z postawy Barańskiej. Ale to nie jest konflikt, to jest ocena.
Konfliktowi zaprzecza również Małgorzata Glinka (30 l.). - Proszę nie pisać o konflikcie, bo go nie ma. Zawodniczki się tylko czasami gotują. To normalne.
Polska - Japonia 2:3 (21:25, 20:25, 25:18, 25:23, 11:15)