Brazylia 2014. 10 mundiali Dariusza Szpakowskiego

2014-06-14 5:45

Dla Dariusza Szpakowskiego (63 l.) to już dziesiąty mundial w roli komentatora. Widział wielkie dramaty, radość i łzy polskich i zagranicznych gwiazd futbolu. W Brazylii będzie z widzami do końca, bo to on skomentuje finał. Z okazji swoich jubileuszowych mistrzostw popularny komentator opowiedział Czytelnikom "Super Expressu", jak wspomina swoją przygodę ze światową piłką.

Argentyna 1978 - o krok od śmierci

Mój pierwszy mundial, relacjonowałem go dla Polskiego Radia. Pierwszy, a mógłbyć ostatni... Wracałem z kierowcą z meczu, długa trasa, noc, zasnąłem. Niestety zasnął też kierowca. Gdy się ocknąłem, auto zjeżdżało już z drogi, dosłownie w ostatniej chwili obudziłem prowadzącego i udało się uniknąć nieszczęścia. To był szczególny mundial również dlatego, że Argentyną rządziła wojskowa junta. Stadiony były otoczone przez członków tak zwanych Czarnych Brygad, robiło to duże wrażenie. Te mistrzostwa pamiętam też z powodu… konfetti. Wtedy po raz pierwszy zostało użyte na taką skalę. No i ta zaprzepaszczona szansa. Mieliśmy wtedy zespół na miarę tytułu.

Brazylia 2014. Internauci poruszeni meczem otwarcia mundialu. SZALEŃSTWO na Twitterze!

Hiszpania 1982 - najpiękniejszy turniej

Drugi mundial relacjonowany dla Polskiego Radia, dla mnie najpiękniejszy, biało-czerwony. Byłem wtedy tak blisko kadry, że już bliżej się nie dało. Mieliśmy 24-godzinne łącze z Polską i reprezentanci przychodzili do nas, żeby zadzwonić do swoich domów. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy wszedłem do autobusu po zwycięskim remisie z ZSRR. Do dziś w uszach dźwięczy mi piosenka, którą wtedy wszyscy śpiewali, a mianowicie "Felicita". Te mistrzostwa to również napięcie, gdy wracaliśmy do Polski. Najpierw pełen luz, piloci wpuścili do kabiny Bońka i Szarmacha, zabawa trwała w najlepsze. Nagle okazuje się, że nie zamknęło się podwozie. Wracamy do Madrytu, wystraszony Józek Młynarczyk chce zapalić papierosa, a stewardesa krzyczy na niego, że nie wolno. W dole już widać wozy strażackie, ale udało się "usiąść" i ostatecznie z Polski przyleciał po nas rządowy IŁ-62.

Meksyk 1986 - klątwa biało-czerwonych

Ostatni mundial, w którym miałem praktycznie nieograniczony dostęp do kadry, bo nie było takich środków bezpieczeństwa jak dzisiaj. I pierwszy relacjonowany dla telewizji. Najbardziej zapamiętałem to, co wydarzyło się już po, czyli rozmowę z Piechniczkiem i Bońkiem. To wtedy padły słynne słowa, które później nazwano "klątwą Bońka". Że skoro kibice są rozczarowani występem, to zobaczymy, kiedy następnym razem Polska zagra na mundialu. No i czekaliśmy 16 lat…

Włochy 1990 - z Bońkiem trudno się chodzi

Smutny mundial, bo bez Polaków, ale komentowany za to ze Zbyszkiem Bońkiem, pierwszy relacjonowany w duecie, bo wcześniej nie było takiego zwyczaju. Wtedy przekonałem się, jak Zibi jest we Włoszech kochany! Trudno się z nim chodziło, bo co chwila ktoś go zatrzymywał, prosił o zdjęcie czy autograf. Fajnie było widzieć, jak za granicą szanuje się rodaka.

USA 1994 - piknikowe mistrzostwa

Kolejna próba przeszczepienia na amerykański grunt soccera. To były takie piknikowe mistrzostwa. Kibice podjeżdżali pod stadiony tymi swoimi pikapami, grillowali, a potem na trybuny. Pewnie niektórzy byli po raz pierwszy na meczu piłkarskim. Atmosfera była, jaka była, ale z tego mundialu zapamiętałem wspaniałą Brazylię, na czele z Bebeto i Romario.

Francja 1998 - jak Zidane został Bogiem

Nigdy nie zapomnę pełnych ludzi Pól Elizejskich, wiwatujących na cześć francuskiej kadry. To wtedy Zinedine Zidane został piłkarskim Bogiem. Dwa gole strzelone Brazylii zapewniły mu nieśmiertelność w sercach Francuzów. Ten mundial kojarzy mi się też z paniką wśród komentatorów tuż przed rozpoczęciem finału. Niedługo wcześniej doszło do tajemniczego zatrucia Ronaldo. W jednej sekundzie mówiło się, że zagra, w następnej, że nie. Bieganie, szukanie komentatora z Brazylii. Ale gdzie on siedzi? Przecież dookoła pełno dziennikarzy z całego świata i nie wiadomo który to. Ale jest! To pewnie ten, wokół którego skupiła się duża grupa ludzi. Gorączkowe dyskusje, pytania… Ostatecznie Ronaldo zagrał, ale był cieniem samego siebie.

Korea i Japonia 2002 - wymioty w szatni

Najpierw euforia, bo nasi byli pierwszą reprezentacją z Europy, która zakwalifikowała się do finałów. No ale potem mecz z Koreańczykami, którzy przy naszych wyglądali jak małe szybkie samochodziki. Z tego mundialu pamiętam… długie oczekiwanie na naszych piłkarzy, po ostatnim meczu z USA. Niby spotkanie o pietruszkę, ale dla niektórych jedyny mundialowy mecz w karierze. I tak do niego podeszli, że po meczu wielu z nich wymiotowało w szatni. To dlatego tak długo nie wychodzili.

Niemcy 2006 - Zizou schodzi do piekła

Zobaczcie, jakie te losy gwiazd są zmienne. Zizou, który osiem lat wcześniej był dla Francuzów Bogiem, w finale uderza głową Materazziego i schodzi do piekieł. Trudny moment dla komentatora, bo w sekundzie ma tysiąc myśli, zastanawia się, co tamten musiał mu powiedzieć, że Francuzowi tak odbiło. I ta scena, gdy Zidane, schodząc do szatni, przechodzi obok Pucharu Świata… Niesamowita symbolika.

RPA 2010 - przeklęte wuwuzele

Koszmar dla komentatora, właśnie przez te wuwuzele. Rozsadzały głowę, przeszkadzały, a właśnie tam skomentowałem największą liczbę meczów na mundialu - 21. Z RPA pamiętam też… ściany ognia. Chodzi o to, że miejscowi biedacy ciągle wypalali trawy wokół slumsów, bo bali się węży i innych groźnych stworzeń, które zakradały się w pobliże ich domostw.

Brazylia 2014 - telefon z ośmioma numerami

Od 1978 roku technika zmieniła się niesamowicie. Kiedyś łączenie z krajem nie było takie proste, a teraz telewizja dała mi telefon z… ośmioma numerami. W zależności skąd się do mnie dzwoni, to mam numer z USA, Australii, Hongkongu i tak dalej. To mój jubileuszowy mundial, więc chciałbym go jak najlepiej zapamiętać. Mam nadzieję, że piłkarze pomogą i to będą wspaniałe mistrzostwa.

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze