Rekord życiowy (1.45,03 min) daje mu 3. miejsce w Europie i 16. na świecie w tym roku. - Brakuje mi jeszcze "wystrzału", by złamać barierę 1.45. Nastawiałem się na to w ostatnich startach, w Madrycie i Lozannie, ale przeszkodziły wiatr i deszcze. Ale czuję, że mogę regularnie biegać poniżej 1.45. Nawet 1.44. A z takim wynikiem można zdobywać medale w każdych mistrzowskich zawodach - uważa Lewandowski.
Biegacz z Polic nie kryje swoich bardzo wysokich ambicji:
- Nie ma sensu trenować tylko po to, by wygrywać mistrzostwa Polski. Dlatego nie wstydzę się mówić, że mogę być pierwszym na świecie. Wierzę, że to możliwe, wygrywałem już z najlepszymi. Mam trochę atutów: młodość, wiarę w swoje siły i mocny finisz na ostatnich dwustu metrach.
Według Lewandowskiego w biegu na 800 m biali mają największe szanse na skuteczną rywalizację z ciemnoskórymi zawodnikami. - Bo na tym dystansie nie jest potrzebna tak wielka wytrzymałość, jak w dłuż szych wyścigach. A my, Europejczycy, nie mieszkamy na wysokości ponad 2000 metrów, jak Kenijczycy czy Etiopczycy, którzy królują na długich dystansach - wyjaśnia.
Lewandowski odebrał już palmę pierwszeństwa w Polsce Pawłowi Czapiewskiemu, po raz ostatni przegrał z nim we wrześniu ubiegłego roku. - Ale mimo to reporterzy nadal częściej podchodzą po biegu do niego, a nie do mnie. Ale nie przejmuję się tym, uznanie dla mnie na pewno jeszcze przyjdzie - twierdzi z przekonaniem.
Jest już w światowej elicie, ale nie widać tego po premiach. - Najwięcej zarobiłem 7 tysięcy dolarów, za czwarte miejsce w finale światowym IAAF w ubiegłym roku - wyjawia. - Natomiast w wielkich komercyjnych mityngach moje premie są znacznie niższe. A startowego - tak jak prawdziwe gwiazdy lekkiej atletyki - jeszcze nie dostaję.