- Bezpardonowe i brutalne ataki na profesora Szumowskiego i jego najbliższych są dla mnie nie do przyjęcia. Czułam, że muszę go wesprzeć. Tak jak on w 2010 roku wspierał mnie w powrocie do sportu. To on tłumaczył mi, że mimo zabiegu na sercu, nie mam się czego obawiać, że wszystko skończy się dobrze, a ja wrócę na planszę szermierczą – mówi nam minister sportu, która cierpiała na częstoskurcze.
Grzegorz Kuświk w dziurawej maseczce. Wylała się na niego fala hejtu. SE wyjaśnia dlaczego taką założył
- Było to na tyle uporczywe, że nie mogłam normalnie trenować. Dopiero co z koleżankami zostałyśmy Mistrzyniami Europy, zaczynała się walka o Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Zdecydowałam się jednak na zabieg. Wszyscy lekarze, z którymi się konsultowałam polecali mi właśnie profesora Szumowskiego, który ich zdaniem był najlepszym specjalistą jeżeli chodzi o ablacje serca w naszym kraju - mówi Dmowska-Andrzejuk. A czy były obawy, że to już koniec kariery?
- Strach i niepokój był, bo problemy kardiologiczne u sportowców mogą skutkować zakończeniem kariery. Denerwowałam się szczególnie przed pierwszym zabiegiem. Już na miejscu, w Narodowym Instytucie Kardiologii w Aninie, tuż przed zabiegiem okazało się, że maszyny wykorzystywane do tego typu operacji nie działają dobrze i wszystkie zabiegi zostały odwołane. To napięcie związane z oczekiwaniem jeszcze ten mój niepokój potęgowało – przyznaje po latach minister sportu.
Na szczęście kardiologiczna pomoc Szumowskiego była na tyle skuteczna, że Dmowska mogła wrócić do sportu. A po latach szpadzistka i kardiolog znów zaczęli współpracę, choć już na zupełnie innym polu.
Rozmowa z Flavio Paixao, bohaterem derbów: Najbardziej szalony mecz w mojej karierze!