Przed olimpijskim występem Wiłkomirski (28 l.) był pełen wiary w sukces, zapewniał, że ma czyste sumienie, bo zrobił wszystko, aby zrealizować marzenie.
Ale tak samo jak on o medalu marzyło tu co najmniej 16 zawodników. Konkurencja była tak silna, że do turnieju olimpijskiego nie zakwalifikował się nawet mistrz świata Brown – podkreśla trener polskiej kadry judoków Marian Tałaj (medalista olimpijski z Montrealu).
Mongoł pozbawił go marzeń
Tałaj wierzył jednak w sukces Wiłkomirskiego. - Jak zobaczyłem losowanie, byłem przekonany, że Krzysiek przepcha się do medalu – mówi „Super Expressowi”.
W pierwszej walce Wiłkomirski pokonał brązowego medalistę olimpijskiego z Sydney Łotysza Zelonijsa rzucając rywala w końcówce walki.
W drugiej rundzie czekał na Polaka Mongoł Gantumur, rywal bardzo silny, który wygrał przed czasem z Amerykaninem Reserem. Wiłkomirski rozpoczął źle, w 2 minucie dostał karę shido. Potem rywal zaskoczył go, wykonał akcje ocenione na kokę i yuko. Polak mocno przycisnął w końcówce walki, Mongoł dostał 2 ostrzeżenia za pasywność, ale zabrakło czasy na odrobienie strat.
Osłabiło go zrzucanie wagi
Krzysiek zbijał 5 kilogramów wagi. Chyba to go osłabiło, był trochę spowolniony. Za późno podgonił Mongoła – analizuje Tałaj.
Sam Wiłkomirski tak to widzi: - Zabrakło 20-30, rywal słaniał się na nogach, dostał 2 ostrzeżenia, ale nie udało się go rzucić. Nic już nie zmienię. Chyba trochę zabrakło szczęścia...
Nie będzie więc happy endu w hollywoodzkim stylu. Krzysztof Wiłkomirski nie zdobył medalu i premii na operację syna. Ale i tak operacja Franka się odbędzie – zapewnia w rozmowie z „Super Expressem”.
- Co zadecydowało o porażce?
Krzysztof Wiłkomirski: - Przegrałem pojedynek na samym początku gdy dostałem karę. Potem go goniłem, z każdą sekundą słabł. Ale nie udało się wykonać akcji. Dostał dwie kary, o jedną za mało żebym wygrał. Zabrało 20-30 sekund...
- To dlaczego nie zaatakował pan wcześniej?
- Oglądałem Mongoła w jego wcześniejszej walce. Widać było, że jest bardzo silny. Bałem się otworzyć, żeby nie dać mu szansy na rzut. Chciałem zaatakować w końcówce gdy on będzie maksymalnie wymeczony.
- Teraz powrót do domu, Franka, żony...?
- Powrót dopiero 18 sierpnia, ale już jestem myślami z nimi. Zaraz zamierzam do nich zadzwonić. A potem będę dopingował tu kolegów, żeby uciec myślami od tej dzisiejszej porażki.
- Marzył pan o medalu tutaj i premii z tym związanej, która chciał pan przeznaczyć na operację synka... Nie ma medalu i premii. Co dalej?
- Myślę, że nic się nie zmieni. Co by się nie działo i tak zoperujemy Franka w Monachium, bo to dla niego to szansa na lepsze życie. Na szczęście mam wspaniałą rodzinę, przyjaciół, mnóstwo ludzi, którzy nam pomagają. Chciałbym im wszystkim podziękować. Wierzę, że nie zostaniemy sami i jak będzie trzeba znów nam pomogą.
- Ile potrzeba na tę kolejną operację Franka?
- Około 70 tysięcy złotych, ale dokładnie nie mogę tego określić, bo nie wiem ile mamy zgromadzonych pieniędzy. Będziemy jeszcze rozmawiać z różnymi fundacjami. Pozostało jeszcze dużo czasu, 17 miesięcy. Wierzę, że przez ten czas zbierzemy tyle ile potrzeba na operację Franka.