"Super Express": - Reprezentacja Czech na drugi tak słaby występ jak w meczu z Rosją już nie może sobie pozwolić...
Jirzi Bilek: - Oczywiście, tym bardziej że rywale to klasowa drużyna. Grecy może nie grają efektownie, ale są zabójczo skuteczni. Spokojnie przeczekali Polaków i wykorzystali wszystkie wasze błędy. To kwestia doświadczenia. Nieprzypadkowo w ich ekipie na boisku rządzą mistrzowie Europy z 2004 roku.
- Rozmawiał pan po meczu z Rosją z trenerem czeskiej kadry Michalem Bilkiem?
- To nie był czas na towarzyskie pogaduszki. Wujek ma teraz za dużo na głowie. Musi wstrząsnąć drużyną. Na spokojnie porozmawiamy dopiero po zakończeniu fazy grupowej. Mam nadzieję, że pogratuluję mu wtedy awansu do ćwierćfinału. Nasz selekcjoner to brat mojego taty. On wszystkiego mnie nauczył. Choć potrafił też nieźle dać w kość, kiedy był moim trenerem w Bisanach. Wymagał ode mnie więcej niż od innych. Twierdził, że nazwisko zobowiązuje.
- Po przegranej w pierwszym meczu Czesi nie zwątpili w swoją reprezentację i jej trenera?
- Mistrzostwami żyje cały naród. Ludzie na ulicach na wielkich telebimach wspólnie oglądają mecze. Wiadomo, że rozczarowanie jest duże, odezwali się krytycy, ale jest też wiara, że teraz ciężar gry wezmą na siebie ci najbardziej doświadczeni. Ta stara gwardia, na czele z Cechem, ceni mojego wujka, chciałaby, żeby pozostał selekcjonerem. Muszą mu pomóc.
- Co się mówi o meczu Polska - Czechy?
- Czesi boją się Polaków. Wasza drużyna gra u siebie i jest u nas postrzegana jako jeden z faworytów grupy. Dlatego tak ważny jest dla nas dzisiejszy mecz z Grecją. Wygrana pozwoliłaby znów uwierzyć w siłę naszej kadry.