- Po meczu z Polakami wypisałem na wielkiej tablicy wszystkie błędy, których dopuściliśmy się w tym spotkaniu, pod tytułem "Czego powinniśmy unikać w starciu z Czechami" - zdradził przed wczorajszym meczem trener Greków Fernando Santos. Nie pomogło. Jego piłkarze już w 3. minucie po strzale Petra Jiracka przegrywali 0:1, a w 6. minucie było 0:2 po trafieniu Vaclava Pilara.
Czesi byli szybsi i bardziej agresywni, a Grekom - tak jak w spotkaniu z Polakami - bardzo dużo czasu zajęło, żeby się pozbierać do kupy i zacząć wreszcie grać swoje. Pod koniec pierwszej połowy przejęli inicjatywę, a Georgios Fotakis trafił głową do siatki, ale sędziujący Grekom na EURO arbitrzy chyba mszczą się na nich za kryzys i wysoki kurs franka. W spotkaniu z Polską w dziwnych okolicznościach z boiska wyrzucony został Papasthopoulos, a teraz sędzia nie uznał raczej prawidłowo zdobytego gola, odgwizdując spalonego.
Na początku drugiej połowy wydawało się, że Grecy są w fatalnej sytuacji, ale pomocną dłoń niespodziewanie wyciągnął do nich bramkarz Petr Cech. Gwiazdor Chelsea Londyn zachował się fatalnie - zamiast złapać piłkę, odbił ją nieporadnie jak ostatnia fajtłapa wprost pod nogi Theofanisa Gekasa. Grecki napastnik strzelił spokojnie do pustej bramki i było już tylko 1:2. Piłkarze z Hellady ruszyli do wściekłych ataków, ale nie udało im się wyrównać. Mimo to wciąż są w grze o awans.