- Jestem zaskoczona tak wysoką formą już teraz - mówi nam Maja Włoszczowska (29 l.), wicemistrzyni świata, wicemistrzyni olimpijska i wicemistrzyni Europy w kolarstwie górskim. Cel przed igrzyskami w Londynie jest jeden - złoto.
"Super Express": - Jaki jest sekret tak dobrej dyspozycji?
Maja Włoszczowska: - Dobrze przepracowana zima pod kierunkiem nowego trenera Marka Galińskiego. Czuję, że noga się kręci i że może się kręcić jeszcze lepiej. Bo nogi mam mocniejsze niż w poprzednich latach. Niektóre części mięśni są bardziej rozbudowane, mają inną rzeźbę.
- Rozbudowane mięśnie nie rażą oczu urodziwej kobiety?
- Nie ma co patrzeć pod tym kątem. Na pewno nie jestem rozbudowana jak kulturystka i na pewno na pierwszy rzut oka nie wyglądam na zawodową sportsmenkę (śmiech). A waga ciała jest zbliżona do ubiegłorocznej: 53 do 54 kilogramów.
- Podobno z RPA przywiozła pani obrażenia po salcie przez kierownicę na trasie wyścigu...
- Nie ma o czym mówić. Po prostu zdarte kolano któryś raz w karierze. To nie kontuzja, ale rana, która po trzech dniach się zaleczy. Jak skaleczenie nożem kuchennym. Trenuję normalnie, a w weekend mam kolejny start.
- Jest pani przygotowana do tego, że będą pani wieszać na szyi olimpijski medal już przed igrzyskami?
- Presja zjadła mnie 8 lat temu, w Atenach. Nabrałam do tego dystansu. Czy będzie na mnie presja, czy nie, dam z siebie wszystko. Tyle, ile mogę. Gorąco wierzę, że mogę w igrzyskach wywalczyć złoto i "programuję się" na ten cel.