Przez dwa miesiące biegała pod górę w hiszpańskiej Sierra Nevada. Wspinała się po stromiznach na nartorolkach albo na rowerze. Długie treningi "na wysokim tętnie", którego każdemu poza Justyną groziłyby wplątaniem języka w rowerowe szprychy. A ona tak zasuwała ponad 20 razy.
Przerwa w Krakowie nie potrwa długo, bo z ciężkich gór w Hiszpanii nasza mistrzyni przenosi się w... jeszcze gorsze do Austrii. Będzie ćwiczyła w rejonie Dachsteinu. Ale Justyna cieszy się, bo to oznacza dla niej możliwość przypięcia nart i poszusowania po lodowcu. A potem znów pod górę...