20 kilometrów na nartorolkach. Albo 2 godziny na rowerze. Albo długie marszobiegi. Wszystko pod górę. Do tego trzy kwadranse pływania i zajęcia w siłowni. To w dzień. Ale równie ciężkie bywają wieczory...
- Przyjechała tu grupa brazylijskich pływaków, którzy robią straszny rejwach do późnych godzin nocnych. Ciągle słyszę krzyki, śmiechy, dźwięki samby - opowiada "Super Expressowi" Justyna Kowalczyk, która najchętniej od 21.00 już by spała. - Zawsze myślałam, że kondycję mam dobrą. Ale wychodzi na to, że jednak jestem słaba, skoro nie daję rady tak jak oni - śmieje się dwukrotna mistrzyni świata. Rozrywkowi Brazylijczycy to jedyne, co doskwiera Justynie w Hiszpanii. Na mordercze treningi się nie skarży.
- Mięśnie są trochę zmęczone, ale tak musi być w tym momencie przygotowań. Trzeba robić, ile się da i nie zastanawiać się, czy ma się na to ochotę. W końcu to moja praca. No i chcę mieć świadomość, że zrobiłam wszystko, co mogłam, gdy stanę na starcie igrzysk w Vancouver - tłumaczy Kowalczyk. - Zresztą o olimpiadzie myślę niemal bez przerwy. To mnie niesamowicie napędza. Pamiętam Rosjankę Jelenę Wialbe, która w roku 1997 była pięciokrotną mistrzynią świata, a rok później zdobyła złoto olimpijskie tylko w sztafecie. Chcę udowodnić, że da się dobrze biegać dwa lata z rzędu - zapowiada Polka.
Tymczasem katowicka policja schwytała właśnie złodziei, którzy dwa miesiące temu włamali się do samochodu trenera Aleksandra Wierietielnego (62 l.). Na razie jednak nie udało się odzyskać skradzionych przedmiotów. Szkoleniowiec najbardziej żałuje swojego notesu z planami treningowymi i ważnymi telefonami do ludzi z branży.
- Ale i tak pozyskałem już do współpracy Estończyka Are Metsa, który jako serwismen zastąpi Ulfa Olssona. A do stylu dowolnego ma dojść jeszcze specjalista z Finlandii - cieszy się Wierietielny.
Zespół czuwających nad dobrym samopoczuciem Justyny uzupełnia 18 pluszowych osłów, które nasza mistrzyni tradycyjnie zabrała na zgrupowanie.