"Super Express": - Byłeś podwójnie zmobilizowany na to spotkanie?
Karol Bielecki: - Nie. Podszedłem do niego jak do zwykłego meczu. Było to ciężkie spotkanie, ponieważ Gummersbach to nie jest słaby zespół. Cały czas mogło zdarzyć się dosłownie wszystko, więc 2 zdobyte punkty są tym bardziej cenne.
- Twoje 8 goli robi jednak wrażenie...
- Przypadek (śmiech). Raz ja trafię kilka razy do bramki, innym razem zrobi to kolega. Nie można łączyć mojej skuteczności z tym, że w drużynie przeciwnej występował Valcić. Poważnie - to, że on był po drugiej stronie boiska, nie było dla mnie jakimś wielkim wydarzeniem.
Przeczytaj koniecznie: Katarzyna Skowrońska-Dolata: Nie pokłóciłam się z Anią WYWIAD!
- Jak wyglądało wasze spotkanie przed meczem?
- Po raz pierwszy od wypadku mieliśmy okazję się spotkać. Na początku podaliśmy sobie ręce i chwilę porozmawialiśmy. Widziałem, że Valciciowi jest bardzo przykro z powodu tego, co się wydarzyło. Pytał, jak daję sobie z tym radę. Odpowiedziałem, że dobrze. Życzył mi wszystkiego najlepszego w przyszłości. Po tym krótkim spotkaniu rozeszliśmy się do swoich drużyn i rozpoczął się mecz.
- Masz jeszcze do niego żal?
- Już dawno nie. Przebaczyłem mu kilka dni po wypadku. To jest sport i takie rzeczy się zdarzają. Nigdy nie przewidzisz, że w ciągu jednego dnia może stać się coś, co przewróci twoje życie do góry nogami. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby podczas meczu spróbować zrewanżować się Chorwatowi jakimś brutalnym zagraniem. Był dla mnie takim samym rywalem, jak każdy inny. OK, przyjaciółmi nigdy pewnie nie będziemy, ale wrogami też nie. Ważne, że brak jednego oka nie przeszkadza mi ani w grze, ani w codziennym życiu. Niemal od samego powrotu po kontuzji nie mam na boisku żadnych problemów. Jestem takim samym zawodnikiem jak ci, którzy mają dwoje oczu. I chcę, by traktowano mnie jak normalnego rywala. Wszystko, czego teraz doświadczam w swoim życiu, doceniam podwójnie. Cieszę się każdym dniem, każdym treningiem, każdym meczem.