- Po tym ostatnim sukcesie mam wielką motywację do treningów. A są one trochę inne niż przed igrzyskami. Bardziej koncentruję się na ćwiczeniach siłowych i elementach technicznych, pływam natomiast mniej w basenie. W przeszłości bywało, że pokonywalem tygodniowo i po 100 kilometrów, teraz mniej, po 60-80 kilometrów - mówi "Super Expressowi" Korzeniowski.
- Nie odechciało się panu gonitwy za fenomenalnym Phelpsem?
- Phelps przegrał w tym roku, wprawdzie w kraulu, a nie ulubionym przez niego motylku, z Biedermannem. Skoro Niemcowi udało się z nim wygrać, to i ja mam szansę. Na razie nie ma nic, co by mnie zniechęciło do pogoni za Amerykaninem.
- Już za trzy miesiące nie będzie można pływać w superszybkich kostiumach...
- Ja tego nie żałuję, bo teraz wszyscy będą mieli takie same szanse. Trudno, wszyscy będą pływać wolniej albo... równie szybko. Tego nie da się przewidzieć, dlatego wielką wagę przywiązuję do ćwiczenia nawrotów i pływania pod wodą po ich wykonaniu. Na mityngu w Ciechanowie udawało mi się wykonać sześć, siedem "kopnięć" po nawrocie i ponad dziesięć metrów pływać pod wodą. Ideałem byłoby siedem ruchów nogami i trzynaście metrów pod wodą.