- Od dwóch lat nie wypowiadam się na temat szans medalowych, bo moja psychika nie toleruje tego. Strasznie to przeżywam - zastrzega się w rozmowie z "Super Expressem". - Spaliłem się podczas mistrzostw Europy 2010 w Budapeszcie, gdzie wokół mnie przeczuwali, że powinienem wywalczyć złoto, a ja nawet nie potrafiłem się uśmiechnąć. Mam teraz metodę, aby nie słuchać tych, którzy mogą mnie zestresować.
W ostatnich miesiącach dwukrotnie zwyciężył w mistrzostwach Europy: na krótkim basenie, w Szczecinie (w grudniu), i na długim, w Debreczynie (w maju). Ustanowił wspaniały rekord Polski (1.55,28 min.). Szybciej w tym roku pływali tylko Japończyk Irie oraz Amerykanie Lochte i Clary. Wierzymy, że obok nich popłynie w olimpijskim finale.
- Ale w trakcie wyścigu nigdy nie patrzę na rywali, zawsze koncentruję się tylko na swoim pływaniu - twierdzi Kawęcki. - Bo jak zacznę wyścig ich tempem, to na dystansie może mnie przytkać. Chociaż na zawodach jeszcze mi się to nie przydarzyło
Pochodzi z Głogowa, z rodziny, w której ciężka praca jest tradycją. Ojciec, brat, wuj i kuzyn pracują w kopalniach miedzi. - Ja też od mistrzostw w Debreczynie strasznie harowałem, nigdy wcześniej nie trenowałem tak ostro - nie kryje "Kawa".
Przez ostatni rok zmieniły się też na lepsze jego warunki fizyczne.
- Urosłem o centymetr i mam teraz 186 cm. Pewnie woda mnie "wyciągnęła" - komentuje ze śmiechem Radek. - A poza tym zrzuciłem trochę tłuszczu, nabrałem zaś muskułów i ważę o kilogram więcej. Wykonywałem dużo ćwiczeń na mięśnie ramion, i w siłowni i w basenie, pływając siłą samych rąk.
Poprawił też nawroty, które i tak były już jego wielkim atutem, oraz pływanie pod wodą (wynurza się dopiero na dozwolonej "kresce", czyli po 15 metrach od ściany basenu).
Trener Jacek Miciul liczy po cichu, że jego podopieczny złamie w Londynie barierę 1.54 min. A to powinno dać Kawęckiemu medal.