Wypadek Włoszczowskiej w Livorno sprawia więc, że ucieka nam wielka szansa na olimpijskie złoto. - Będę chciała wyjechać na igrzyska olimpijskie do Londynu, chociaż jako turystka, aby wesprzeć ekipę. A do tego czasu muszę się czymś zająć, aby nie zwariować - mówi Maja.
Przed konferencją prasową, na której oficjalnie ogłoszono, że Włoszczowska nie pojedzie do Londynu, kolarka górska rozmawiała z "Super Expressem".
- Już trzydzieści sekund po upadku zorientowałam się, że szansa na olimpijski występ ucieka. Był ból, krzyk i łzy, ale cóż miałam zrobić?! Mam złamane dwie kości śródstopia, a nie tak jak wcześniej informowano - jedną. Trzeba żyć dalej i walczyć o powrót do zdrowia - mówi nam Włoszczowska.
A ten powrót do zdrowia może długo potrwać. - Będzie blisko cudu, jeśli w ogóle wystartuję w tym roku w zawodach. Na razie mam założony tymczasowy opatrunek gipsowy. Kiedy noga jest unieruchomiona, to nie boli. Gdy tylko nią poruszę, ból jest straszny - opowiada "Super Expressowi" pechowa Maja.