- Nie martwię się tym, bo nie pamiętam sezonu, w którym miałbym z Hartingiem bilans dodatni. Jest on stabilny, dobrze przygotowany technicznie i trudno z nim wygrywać. Szanse na złoto pomiędzy nami dzielę pół na pół - wyjawił nasz reprezentant.
Od początku sezonu Małachowski powtarzał, że brakuje mu dynamiki i luzu w ruchach, ale miał nadzieję, że w okresie startów złapie świeżość.
Tak się bawi Usain Bolt. Jamajczyk ostro balował! [ZDJĘCIA]
- Z moją techniką w ostatnim czasie bywa różnie - przyznaje przed startem. - Ale na treningu w minionym tygodniu rzucałem nawet 67 metrów. Jeśli poprawię prędkość obrotu i gdy dojdzie do tego adrenalina zawodów, powinienem coś dodać do tej odległości. Jeżeli będą to dwa metry więcej, będę bardzo szczęśliwy. Jest dobrze, ale nie idealnie. Chodzi mi o to, żeby zdobyć medal dla Polski. Wiadomo, że każdy chciałby mieć ten złoty. Ale jeśli będzie innego koloru, nie będę płakał - zaznacza.
W tym roku wyjątkowo ominęły go kontuzje. Natomiast jego życie prywatne bardzo zmieniło się, gdy jego partnerka urodziła w listopadzie małego Henia. - Mam więcej obowiązków, bywam niedospany, muszę wcześnie wstawać. Bo chociaż główny trud spada na Kasię, to jednak będąc w domu, zmieniam pieluchy, karmię i myję synka, bawię się z nim - wyjawia.
- A że chłopak miał jeszcze problemy zdrowotne, to wszystkie te troski odkładały mi się w głowie i są obecne nawet na boisku. Dlatego chociaż wiem, że stać mnie na dalekie rzuty, nie jestem całkowicie pewny, czy się uda. Porażką byłaby odległość rzędu 65 metrów w finale. Ale nawet jeśli ten rok nie okaże się udany pod względem sportowym, to jestem zadowolony z życia prywatnego. Sportowcem nie jest się przez całe życie. Wystarczy pomyśleć, co byłoby, gdyby po zakończeniu kariery ocknąć się z dużą sumą pieniędzy i fajnym samochodem, ale bez rodziny i dziecka - kończy.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail