Mistrz olimpijski Władysław Komar teraz baluje w niebie i pije szampana. Dwa dni przed 10. rocznicą śmierci doczekał się następcy. Olimpijskie złoto w pchnięciu kulą wywalczył Tomasz Majewski (27 l.).
Polak sprawił megasensację! "Ogromna niespodzianka", "Polski brodacz zaszokował świat" - piszą światowe agencje. Tomek zdeklasował konkurencję, w czwartej serii rąbnął 21,51 metra, wprawiając utytułowanych rywali w osłupienie.
- Po tym rzucie zmiękły im nogi, ugotowali się - cieszy się Majewski. - Do końca bałem się, że Białorusin Michniewicz walnie jakiegoś "szatana". Na szczęście nie walnął.
W Atenach nawet nie zakwalifikował się do finału, pchnął tylko 19,55 m. - Ale potem były 4 lata ciężkiej pracy i kolejne dwa metry "pstryk" - tu Majewski ze śmiechem pstryka palcami.
Do tej pory mimo potężnej postury (204 cm, 135 kg) i włosów długich jak u biblijnego Samsona, był w Polsce mało znany. Od dzisiaj będzie bohaterem.
- Spokojnie, panowie! Nic się nie zmieni. Ja będę taki sam. Najwyżej jako olimpijski emeryt będę spokojniej chodził po ulicach - żartuje.
Pchnięcie kulą uprawia od 12 lat. Marzył, żeby być taki jak Władysław Komar. - Niestety, Władka nie poznałem, minęliśmy się - żałuje.
Myślał o tym, żeby zostać dziennikarzem. - Miałem taki pomysł, ale robota, którą wykonuję teraz, jest lepsza od waszej - uśmiecha się do oblegających go dziennikarzy.
W rodzinnym Słończewie radość jest ogromna.
- Ciągle nie mogę ochłonąć - mówi nam Anna Majewska, matka mistrza. - Oglądaliśmy transmisję w gronie rodziny i sąsiadów, ale w decydującym momencie wolałam wyjść do drugiego pokoju. To złoto po tylu latach ciężkiej pracy Tomkowi się należało.