Maradona był piłkarzem genialnym, ale w świecie poza piłkarskim radzi sobie nieco gorzej. Głośno było o jego uzależnieniu od narkotyków. Przez zażywanie używek kilkakrotnie lądował w szpitalu. Nie brakowało również informacji o burzliwych romansach Argentyńczyka. Maradona to na pewno barwna postać. O jego charakterze przekonują się teraz w Meksyku.
Maradona od września ubiegłego roku pracuje w drugoligowym zespole Dorados de Sinaloa. Prowadzona przez niego drużyna odniosła ostatnio zwycięstwo z Tampico. Dorados wygrali 3:2. I nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie słowa szkoleniowca. Maradona zadedykował to zwycięstwo... prezydentowi Wenezueli, Nicolasowi Maduro.
Tym samym włączył się do politycznej rozgrywki. W kraju z Ameryki Południowej sytuacja jest bardzo napięta. Maduro walczy o władzę z liderem opozycji Juanem Guaido. Oponent prezydenta popierany jest przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską. Dlatego też od Maradony oberwało się także Donaldowi Trumpowi. - Chcę zadedykować zwycięstwo prezydentowi Maduro i całej Wenezueli. Jankesi uważają, że kierują nami, bo mają największą bombę na świecie. Ale tak nie jest. Oni mają tyrana jako prezydenta - wypalił były reprezentant Argentyny.
W związku z tymi słowami "Boskiego Diego" mogą czekać konsekwencje ze strony Meksykańskiego Związku Piłki Nożnej (FMF). Maradona naruszył bowiem kodeks etyczny FMF, który zakazuje łączenia sportu z polityką. Związek poinformował, że wszczął dochodzenie w tej sprawie i niewykluczone, że Argentyńczyk zostanie ukarany.