"Super Express": - Pozbierał się już pan po halowych mistrzostwach świata? Miał pan walczyć o medal, a odpadł już w półfinale po upadku...
Marcin Lewandowski: - Bardzo przeżywałem to, że straciłem szansę walki o medal, może nawet złoty. Ale to siedziało we mnie bardzo krótko. Dłużej goiły mi się rany na nogach, widoczne były jeszcze przez tydzień.
- Jak forma po obozie przygotowawczym w Kenii, na wysokości 2300 metrów?
- Rewelacyjnie. Biegam znacznie szybciej niż w tym samym czasie rok temu. Jestem zdecydowanie mocniejszy. Wprawdzie bez szczegółowych badań ciężko określić, jaka jest wydolność, ale jedno jest pewne: nigdy w życiu nie była większa.
- W jakich warunkach pan do niej doszedł?
- Biegałem nie tylko na dużej wysokości, ale też na odcinkach wiodących wciąż w górę i w dół. W takim terenie zupełnie niepotrzebna jest siłownia. Całą pracę budowania wytrzymałości i siły wykonuje się na codziennych podbiegach. Teraz z kolei, na płaskim terenie w RPA, mam treningi szybkościowe.
- Trenował pan z utytułowanymi rywalami...
- Rzeczywiście, w Kenii biegałem z elitą afrykańskich zawodników. Miałem kilka treningów z Abubakerem Kakim, dwukrotnym halowym mistrzem świata. Jednego z nich nie ukończył ze zmęczenia. Z rekordzistą świata Davidem Rudishą trenowałem dwa razy.
- Będzie złoto w Londynie?
- Jestem zmotywowany jak nigdy. Ciężko trenuję, by z powodzeniem walczyć o najwyższe laury.