- Gdy niedawno byłem na zawodach w Miami, strasznie tęskniłem za żoną i córką - wyznaje "Super Expressowi" znakomity żeglarz. - Całe szczęście, że mogłem z nimi rozmawiać i widzieć się przez Skype'a. Kiedy jestem w kraju, wracam do domu wcześniej, nie zajmuję się sprawami błahymi, a podczas treningów i zawodów staram się wykorzystywać każdą chwilę.
Kusznierewicz i jego partner Dominik Życki (37 l.) mają już w dorobku tytuły mistrzów świata i Europy. Brak im tylko olimpijskiego medalu. Walkę o niego rozpoczynają już teraz.
Okrojony budżet gwiazd
- Mamy bardzo skromny budżet, tylko 400-500 tys. złotych na rok, najwięcej z Polskiego Związku Żeglarskiego - nie ukrywa Kusznierewicz. - Z tych pieniędzy wykroiliśmy 67 tys. dolarów na zakup w USA jachtu nowej konstrukcji, na którym Francuzi wygrali regaty w Miami (Polacy zajęli tam 6. miejsce - red.). - Byłem bliski podpisania dużego kontraktu sponsorskiego z firmą, która związana jest z gospodarką Japonii. Po kataklizmie realizację jednak wstrzymano - wzdycha mistrz.
Przeczytaj koniecznie: Polski żeglarz walczy o życie i dwa miliony - FOTKI
Dla porównania znakomity brazylijski żeglarz Robert Scheidt dysponuje budżetem około 6-7 razy większym od Polaków. Brytyjczycy przed igrzyskami dostali podobno aż 2,5 miliona funtów.
Sukces rodzi się w bólach
- Ale i tak to my mamy być najlepsi i w to celujemy - nie ukrywa Mateusz. - W tym roku planujemy dziewięć startów. Chcemy być w czołowej piątce w Pucharze Świata w Weymouth w Wielkiej Brytanii oraz na podium w regatach przedolimpijskich w Weymouth i w mistrzostwach świata w Perth w Australii.
Budowanie formy Kusznierewicza i Życkiego zaczęło się w bólach.
- Położyliśmy większy akcent na kondycję niż w poprzednich latach i już to... czujemy. Ja chodzę obolały, zwłaszcza czuję ból w mięśniach nóg i obręczy barkowej. Mam sporo zajęć na pływalni. Męczę się, bo nie najlepiej pływam. Ale o to właśnie chodzi, by się zmęczyć. Tak ma być! Sukces rodzi się w bólach - mówi Kusznierewicz.