Rywalizowano w klasie Laser Bahia, Kusznierewicz wystartował w niej dopiero po raz trzeci w życiu. A jego partnerem był czytelnik "SE", który wygrał nasz redakcyjny konkurs. Na wodzie Zalewu Zegrzyńskiego 35-letni mistrz olimpijski oddał ster młodszemu koledze, a sam ograniczył się do wybierania kursów oraz... lin (to drugie zwykle należy do załoganta).
Przeczytaj koniecznie: Kliczko znokautował Samuela Petera
W debiutanckim wyścigu Mateusz z Adamem niemal do ostatnich metrów żeglowali na drugiej pozycji, ale na finiszu wyprzedziła ich 3-osobowa załoga Marcina Siwka z dwoma kilkuletnimi synami.
- Płynący blisko nas chłopcy zapytali Mateusza, czy nie ma dla nich jabłka. No i nasza uwaga skupiła się na tym, czy możemy ich czymkolwiek poczęstować, a nie na utrzymaniu pozycji - komentował po regatach ze śmiechem Adam Pietrzykowski.
Krótko po starcie drugiego wyścigu "zdechł" wiatr i sami żeglarze zaczęli wołać do komisji sędziowskiej, aby przerwała zawody polegające praktycznie na dryfowaniu. Tak też się stało i oto klasyfikacja MyŻeglarze Cup ustalona po pierwszym wyścigu stała się ostateczną.
Mateusz Kusznierewicz chwalił swojego partnera, który jak dotąd miał doświadczenie żeglarskie jedynie na łatwiejszych i mniej wywrotnych łódkach klasy Omega. - Wyprzedzili nas tylko ci, którzy byli lżejsi - ocenił mistrz.
Pierwsze miejsce przypadło byłym wyczynowcom, Bartłomiejowi Wójciakowi i Krzysztofowi Mańkowskiemu (obaj 38 l.). Przed laty startowali w olimpijskiej klasie 49er, nieco przypominającej Laser Bahia. Ster trzymał Wójciak.
W drugim wyścigu udział wzięła także dziennikarska załoga "Super Expressu" Piotr Kowalczyk - Dariusz Chrabałowski. Spisała się... nieźle, uniknęła wywrotki, co nie każdemu udało się w sobotnie popołudnie.