- Cieszy mnie, że zima się zbliża. Muszę być nastawiony pozytywnie i dać z siebie wszystko, bo mam swoje lata, wszyscy mnie pytają, kiedy skończę karierę - śmieje się Adam Małysz, podchodząc z dystansem do swojej "starości". - Te pytania dodatkowo mnie motywują do treningów.
- Co się zmieniło w pańskich przygotowaniach?
- Jest parę nowych elementów, więcej niż dotąd zgrupowań w Finlandii, ale nic szczególnego, bo na wielkie zmiany jestem za stary.
- Trenował pan z Janne Ahonenem?
- Tak, właśnie niedawno, w Lahti, skakaliśmy w tych samych treningach przez trzy dni. Trenerzy mówili, że Janne miał kiepski dojazd do progu i strasznie spóźniał odbicie. Ja zaś skakałem całkiem fajnie. Czy to powód do optymizmu? Chyba bardziej dla dziennikarzy, bo wy lubicie nakręcać emocje (śmiech).
- Jak układa się współpraca z grupą prowadzoną przez Łukasza Kruczka?
- Pozytywnie, tworzymy jedną grupę, wszyscy traktujemy ten układ normalnie. Czasami spotykamy się na treningach w Szczyrku lub Wiśle.
- W Wiśle Marcin Bachleda pokonał pana dwukrotnie w Pucharze Kontynentalnym...
- Trochę jestem zły na Marcina (śmiech). Jakoś nie wiedzie mi się w tym roku na skoczni w Malince. Ale chylę czoło przed nim, bo skacze teraz naprawdę lepiej ode mnie. A ja - cóż, jestem w trakcie przygotowań do zimy.
- Czy przekonał się pan do sędziowskiego eksperymentu stosowania przeliczników punktowych siły wiatru i długości rozbiegu?
- Nie jest to złe, a na pewno sprawiedliwe. Ale kwestia pomiaru siły wiatru musi być tak dopracowana, żeby stała się jasna dla widzów.
- Kiedy przeprowadza się pan do nowego domu w Wiśle?
- W przyszłym roku. Na razie koncentruję się na tym, by jak najlepiej przygotować się do igrzysk.