Nikt tej decyzji nie odwołał, a panujący miłościwie prezes Lato zastrzegł, że wara od Narodowego w Chorzowie. Teraz dowiadujemy się, że Narodowy jest jednak w Warszawie. Ja to nawet popieram, ale porządek w papierach musi być.
Stadion w Zabrzu przez kilkadziesiąt powojennych lat nosił imię Hitlera, bo ktoś nie zajrzał do dokumentów. Radnym w Słubicach radzę to zrobić, bo ich obiekt też miał w nazwie imię wodza Trzeciej Rzeszy.
Kontynuacją aberracji jest odwołanie finału Pucharu Polski na warszawskim stadionie (Narodowym?). Duży puchar podzielił los małego (Superpucharu), a dyrekcja stadionu nawet nie raczyła odpowiedzieć Grzegorzowi Lacie.
Tyle mają meczów, Messi i Rooney błagają, by zagrać w Warszawie, więc po co im jakiś finał, który w każdym prawie kraju rozgrywany jest z wielką pompą w stolicy. Powód? Nieznany. Bo trudno poważnie traktować tłumaczenia o braku łączności dla policji, skoro na meczu Polski z Portugalią ponoć działała.
Jak tak dalej pójdzie, to nasz piękny stadion otrzyma imię Ludzkiej Głupoty.