Zaproszenie zawdzięcza Rylik świetnej postawie w zawodowym turnieju Irish Poker Championship 2008, w którym omal nie weszła do finału.
- Ograłam rywali przy trzech stołach, z turnieju odpadła już prawie połowa zawodników. I wtedy zaproszono mnie do stołu "telewizyjnego", przy którym grają najlepsi, a telewizja prowadzi relację na żywo. Usiadłam obok Marcela Luske - opowiada była mistrzyni świata w boksie.
- Kto to taki?
- Holender mieszkający w Niemczech, który już trzykrotnie został uznany za najlepszego gracza Europy. Prawdziwy mistrz, o czym miałam się, niestety, przekonać. Dostałam kolor, w którym były dwie damy. Miałam 22 tysiące chipów, przy średniej ok. 10 tysięcy, więc gdybym grała spokojnie, z pewnością awansowałabym do półfinału...
- Ale...
- ...ale wdałam się z pojedynek z Marcelem i zaryzykowałam wszystko. On też miał kolor, ale z dwoma królami.
- Jaka stąd nauka?
- Że muszę panować nad swoim bokserskim temperamentem. Jestem z natury fighterem, a w pokerze często wygrywa zimna kalkulacja.
- Czy kobieta, zwłaszcza tak ładna jak pani, ma szansę zdekoncentrować rywali przy pokerowym stole?
- Raczej nie. O większym dekolcie nie ma mowy, występuję w eleganckiej bluzce koszulowej. Pod szyję. A poza tym ci zawodowcy to prawdziwe kamienie. Większość w ciemnych okularach. Jeśli je już zdejmą, to tylko świdrują wzrokiem moją twarz, żeby odczytać, czy nie blefuję.
- I co pani na to?
- Nic, uśmiecham się. W pokera gra mało kobiet, a jeśli już ktoś, tak jak ja, trafia do elitarnego turnieju, to traktowany jest podwójnie serio. Żadnej taryfy ulgowej.
- Czym poker jest dla pani?
- Zabawą. Ale trochę adrenaliny też z tego jest.