Kiedy za trzy tygodnie judoka Krzysztof Wiłkomirski (28 l.) wyjdzie w Pekinie na matę, stawka będzie ogromna. Nie tylko medal olimpijski, ale także życie jego ciężko chorego synka. Jeśli stanie na podium, wygra pieniądze na kosztowną operację serca małego Franka (11 mies.).
Okres ciąży był koszmarem. Jeszcze zanim Franek przyszedł na świat, lekarze wydali wyrok: dziecko ma tylko jedną komorę serca. Po porodzie dramat drżących o życie synka rodziców trwał, tak jak cierpienia maleństwa. Liczne zaburzenia krążenia, trzy operacje, kilka zakażeń, niedotlenienie mózgu i wiele tygodni pod respiratorem - wszystko to w ciągu kilku pierwszych miesięcy życia. Teraz mały Franek czuje się lepiej, ale potrzebne są kolejne zabiegi. A te są kosztowne.
- Walczymy obaj, ja i mój mały synek - mówi łamiącym się głosem Krzysztof Wiłkomirski, medalista MŚ i ME. - On o to, żeby wyzdrowieć, a ja o to, żeby dla niego zdobyć medal.
Ma rok na zebranie pieniędzy
Cierpienie chłopca to wynik zarówno wad wrodzonych, jak i błędów lekarskich w polskich szpitalach. Dlatego teraz malec leczony jest głównie za granicą. Ostatnio operowany był w Monachium. Zabieg udało się opłacić dzięki przyjaciołom i znajomym, którzy pomogli zorganizować koncerty w klubach muzycznych. Zebrano pieniądze i Wiłkomirscy uniknęli zaciągania kredytów.
- A teraz mamy blisko rok, żeby zebrać 70 tysięcy złotych na kolejną operację - wyjaśnia sportowiec.
Za wywalczone w Pekinie złote medale polscy sportowcy dostaną od PKOl po 200 tysięcy złotych. Srebro warte będzie 150, a brąz 100 tysięcy. Wiłkomirski będzie się więc bił w Pekinie jak szalony.
- Czuję się naprawdę mocny - przyznaje. - Moi koledzy na macie mówią, że jestem bardzo dobrze przygotowany pod względem siły i kondycji. Wierzę, że Franek - jak dorośnie, będzie mógł być dumny z ojca.
Więcej płakał niż trenował
Wiłkomirski wywalczył kwalifikację na igrzyska w Pekinie dzięki sukcesom odniesionym jesienią, między innymi zwycięstwu w Superpucharze Świata w Rotterdamie.
- W tamtym czasie więcej płakałem niż trenowałem, ciągle byłem myślami przy synku - wspomina judoka. - Przez cały czas opiekowała się nim moja żona Dorota, która jest rehabilitantką. Tak jest do dziś.
Jeszcze niedawno Franuś dużo płakał i przesypiał całe godziny.
- Ale dziecko zachowuje się już inaczej - opowiada sportowiec. - Wprawdzie, niestety, jeszcze nie siada, za to coraz więcej gaworzy, jest ciekawe świata, wesołe, silniejsze i aktywne. Przyciąga do siebie zabawki zawieszone nad łóżkiem. Jakby starał się nadrobić czas.
W Pekinie kategoria wagowa 73 kg rozegrana zostanie 11 sierpnia, sześć dni przed urodzinami Franka. Medal byłby wspaniałym prezentem.
- Franek dostał drugie życie. Takie słowa usłyszeliśmy po ostatniej operacji - opowiada wyraźnie wzruszony Wiłkomirski. - Cały czas trzeba jednak o to kruche życie walczyć.