- Miałem w sobie przez minione lata niepewność i chwile zwątpienia, czy mam w sobie jeszcze tyle siły, żeby się zebrać do najwyższych sukcesów - nie ukrywa mistrz świata.
Przeczytaj koniecznie: Boenisch odebrał dowód
- Ale przed sezonem 2010, już jako ojciec rodziny, postanowiłem spiąć się w sobie na maksa. Pod wpływem wioślarza Adama Korola skoncentrowałem się na głównych imprezach sezonu, a inne traktowałem ulgowo. A pod wpływem sukcesów Justyny Kowalczyk zacząłem dużo jeździć na nartach biegowych zimą i na nartorolkach. I nagle poczułem w sobie potężną moc - kończy złoty medalista.