Dwa stadiony
Wiadomo było, że już na wstępie Chińczycy będą chcieli gości oszołomić i oczarować. I trzeba przyznać, że to się udało. Uroczystość otwarcia Igrzysk XXIX Olimpiady była olśniewająca. Ogromem, barwą, różnorodnością, bogactwem. To był show, który każdemu z widzów mógł zaprzeć dech, widowisko, które sam Hollywood mogło wpędzić w kompleksy.
Ogladając je miałem jednak w oczach stary stadion olimpijski w Atenach. Surowy, bez ozdób, ale pełen cnót, które były podwaliną idei olimpijskiej. Od tamtego stadionu do "Ptasiego Gniazda" w Pekinie ruch olimpijski przeszedł daleką drogę. Nie jestem tylko pewien, czy była to droga we właściwym kierunku.
Tomasz Bielecki
Oficjalna Irena
Była magia, były piękne kolory. Było przypomnienie tego, co Chiny wniosły do światowej kultury. Chiny wygrały otwarcie igrzysk. Pomysłami, estetyką i obecnością polityków wielkich mocarstw na trybunach. Byli prezydenci Putin, Sarkozy i Bush junior, a jedynym akcentem antychińskim okazał się chorąży ekipy USA, który wywodzi się z prowincji Darfur, gdzie ludobójstwa dopuściły się popierane przez Chiny władze Sudanu.
Podobało mi się też, że kraje o typowo męskiej dominacji (afrykańskie czy arabskie) potrafiły się zdobyć na wystawienie kobiet chorążych. I jeszcze luz sportowców Litwy, którzy maszerowali w krótkich spodenkach.
Ładnie wypadła nasza ekipa. A piorunujące wrażenie zrobiła śledząca ceremonię z trybun Irena Szewińska, ubrana w czerwona sukienkę i trzymająca szalik z napisem „Polska”. Tylko dlaczego taki blady był siedzący obok „Irenissimy” Sepp Blatter, prezydent FIFA?
Dariusz Chrabałowski