- Skoro nie udało się wywalczyć złota, to znaczy, że czegoś mi brakuje - mówi ambitna zawodniczka. - Ale nie poddaję się, wciąż pracuję nad sobą.
Urszula pochodzi z Olsztyna, a reprezentuje barwy Gwardii Opole. Przy wzroście 193 cm waży 154 kg. Więcej niż Beata "Kruszyna" Maksymow (43 l.), jedyna polska mistrzyni świata i Europy w wadze ciężkiej.
- Beata jest moim guru. Jej sukcesy są dla mnie natchnieniem i ciężko będzie jej dorównać. Ale... każdy pracuje na siebie. Nie będziemy mieć drugiej Beaty, ale możemy mieć "pierwszą Urszulę" - mówi medalistka ME.
Pokaźną posturę Sadkowska miała od dzieciństwa. Zawsze najwyższa i najcięższa w klasie, cierpiała z powodu docinków kolegów.
- Ci, którzy mi wtedy dokuczali, dziś są dla mnie życzliwi. A ja starałam się zaakceptować swoją posturę i udało mi się to. Nie mam kompleksów z powodu mojej wagi. Najlepsza waga to taka, przy której czujesz się dobrze - twierdzi pokaźna dziewczyna. Wbrew pozorom nie ma wilczego apetytu. - Jem wręcz mało w stosunku do tego, ile ważę i co ludzie sobie wyobrażają. Moja waga bierze się z genów, a nie z obżarstwa - zastrzega się. - Mój brat, który waży około 100 kg, potrafił zjeść na śniadanie dwa bochenki chleba. A ja - tylko trzy kromki.
Gorzej jest z dobieraniem odzieży i butów.
- Najtrudniej jest, kiedy trzeba się wybrać na wesele. Wtedy nie ma siły: idę do krawca i szewca, żeby uszyć galowe ubranie i buty na miarę - nie ukrywa.
W szkolnych czasach zdarzało jej się, że musiała wykorzystywać siłę fizyczną w sytuacjach prywatnych.
- Ostatnio chyba 8 lat temu. Trzeba było powstrzymać krnąbrnych chłopaków. Ale stanowczo wolę wyjaśniać sporne sprawy niż używać siły - deklaruje Sadkowska.