- Nie udało się nadrobić zaległości w treningu. W maju walczyłem z bólem stopy, a w czerwcu przeplatałem treningi z zastrzykami - mówi nasz najlepszy biegacz. - Ból ustał, jestem zdrowy, poczułem się nawet jak pies spuszczony ze smyczy, ale swobody w pokonywaniu płotków ani wytrzymałości już nie odzyskałem.
Marek Plawgo czuje się nieswojo, ale nie ma żalu do losu.
- Już szybciej do polskiej medycyny sportowej. Bo okazało się, że moją kontuzję można wyleczyć, ale zanim to nastąpiło, trzeba było odwiedzić wielu lekarzy i stracić zbyt wiele cennego czasu - wzdycha.