Oznaczenie trasy było skandaliczne. Niegodne mistrzostw świata. Organizatorzy czempionatu w Oestersund w Szwecji umieścili drogowskaz do mety na zjeździe, gdzie zawodnik musi skupić się na prowadzeniu nart, a nie rozglądaniu się za wskazówkami. Natomiast w miejscu rozwidlenia trasy (na metę i na strzelnicę) drogowskazu już nie było.
Polka straciła około 10 sekund, straciła rytm biegu. Zamiast medalu MŚ uzyskała dopiero siódme miejsce, a do brązowej medalistki, Ukrainki Oksany Chwostienko miała na mecie stratę 15,5 sekundy.
Tak jak Magdę, fatalne oznaczenie trasy zmyliło także kilka innych biatlonistek, w tym Norweżkę Bonnevie-Svendsen, ósmą na mecie.
- Żal był duży, bo przecież od pierwszej konkurencji mogliśmy mieć znakomity wynik. Na kilometr przed metą Magda miała tylko trzy i pół sekundy straty do Chwostienko - mówi "Super Expressowi" Roman Bondaruk, główny trener naszej kadry w biatlonie.
Wielki pech Gwizdoń. Tym bardziej przykry, że trasa w Oestersund była do tej pory dla niej szczęśliwa. To tam odniosła poprzedniej zimy swoje jedyne zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. Właśnie w sprincie. Od soboty Oestersund kojarzyć się jej będzie z oszustwem i straconą szansą.
Nazajutrz, w biegu pościgowym na 10 km, Gwidzoń spudłowała trzykrotnie na 20 strzałów i na mecie była dwunasta. Dwa złote medale zdobyła Niemka Andrea Henkel, która nie chybiła ani razu w sprincie i biegu pościgowym, ani nie zmyliła trasy.
Można by zażartować, że pomógł jej wszczepiony pod skórę chip z nawigacją GSM...