On długo dobiera słowa. "Jak by tu powiedzieć?... Nasze kontakty z Otylią rozluźniły się" - w końcu wydusza z siebie.
Ona też nie mówi wprost: "Jeśli zdecyduję się kontynuować karierę, to trzeba się zastanowić, czy nie warto byłoby gdzieś wyjechać" - cedzi słowa. Dokąd? Nie chce zdradzić. Chyba do Ameryki.
Rozszyfrowując te zawoalowane teksty, trzeba jasno powiedzieć: Otylia Jędrzejczak (25 l.) po latach współpracy rozstaje się ze swym mistrzem i mentorem - trenerem Pawłem Słomińskim (40 l.).
On mówi polskim dziennikarzom: "Ja jestem otwarty, nie rezygnuję ze współpracy. Ale jeśli ma trwać, to praca powinna iść w kierunku osiągnięcia poziomu, do jakiego państwa Otylia przyzwyczaiła".
Ona zaraz po finale 200 metrów delfinem, w którym zajęła 4. miejsce, rzuca nam na odchodne w strefie mieszanej: "Trzeba coś zmienić: albo wziąć się do roboty, albo iść na emeryturę".
On tak to widzi: "Trzeba lepiej pracować pod każdym względem. Otylia ostatnio wiele w życiu przeszła i nie myślę tylko o ostatnim roku. Początku tego roku nie przepracowała. Nie zdążyła odrobić zaległości i było to widać na ostatnich 50 metrach finału".
Ona raczej nie przejdzie na emeryturę: "Nie chcę jeszcze tego deklarować. Najpierw chcę sobie zrobić krótką przerwę, z rok lżejszego treningu, siłownia. A potem do solidnej roboty. Jeśli się na to zdecyduję, to chyba wyjadę".
To nie pierwszy w sporcie przypadek, że sławna zawodniczka rozstałaby się z trenerem. Takich przypadków było bez liku. Coś pęka, coś się kończy. W związku mistrza i Otylii coś pękało od dłuższego czasu. Chyba nie da się już tego załatać.
Otylia Jędrzejczak: Wyśniłam ten koszmar
- Jak się obudziłam, to pomyślałam, że będę czwarta. Chinki dały takiego czadu, że nie miałam żadnych szans. Nawet gdybym zbliżyła się do życiowego rekordu, byłabym czwarta. Tej Liu Zig, która wygrała, nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Na żadnych zawodach. Jak to możliwe, by tak nagle wyskoczyć i pobić rekord życiowy o 4 sekundy? To bardzo dziwne, ale nie będę osądzać.