Kilka miesięcy temu zapowiedziano, że z powodu koronawirusa na obiekty wielkiego święta sportu nie będą wpuszczeni widzowie z zagranicy. W ubiegłym miesiącu podano, że miejscowi widzowie będą mogli zapełnić najwyżej połowę miejsc na danym obiekcie, ale nie nie więcej niż 10 tysięcy. Teraz może ich być jeszcze mniej albo nie być wcale.9 lipca na ulice Tokio wbiegnie sztafeta z ogniem olimpijskim. Cześć trasy ominie drogi publiczne, a codzienna ceremonia na zakończenie dnia odbędzie się przy drzwiach zamkniętych. Jej zwieńczenie w postaci zapalenia znicza olimpijskiego po defiladzie ekip odbędzie się jedynie na oczach osób ze statusem VIP.
W pamięci kibiców pozostaje do dziś wzruszające zapalenie znicza na tym samym stadionie przed igrzyskami olimpijskimi 1964. Dokonał go japoński student urodzony w Hiroszimie w dniu zrzucenia bomby atomowej.
Do 11 lipca trwa w stolicy i kilku prefekturach „stan quasi-wyjątkowy”. Niemal na pewno zostanie przedłużony. Zapewne wtedy podjęte zostaną decyzje co do widowni olimpijskich zmagań.
Premier rządu Japonii Yoshihide Suga zapowiedział przed kilkoma dniami:
- Jest możliwe, że na igrzyskach nie będzie widzów. Postępujemy tak, by absolutne pierwszeństwo miało bezpieczeństwo japońskiego społeczeństwa.
Według dziennika „Asahi" możliwe jest, że bez kibiców odbędzie się wszelka rywalizacja na obiektach mających ponad 10 tysięcy miejsc oraz zmagania rozpoczynające się po godzinie 21.
Tymczasem w Cesarstwie Japonii z powodu spóźnionej akcji szczepienia przeciw SARS-Covid 19 zaledwie 10 proc. ludności zostało dotąd w pełni zaszczepionych. Niewysoka jest natomiast dzienna liczba zakażeń – ok. 1500.