Choć trener Bogdan Wenta zapewniał w ciągu dnia, że nikt w naszym obozie nie traktuje spotkania z Francuzami jako meczu o pietruszkę, to na boisku nie było tego widać. Widać było za to brak "szefa" polskiej obrony, Artura Siódmiaka (35 l.). Wychowanek Nielby Wągrowiec nie wziął udziału w porannym treningu, ale wydawało się, że w meczu wystąpi. Siódmiak oglądał jednak poczynania kolegów z trybun.
Francuzi mieli nóż na gardle, gdyż w przypadku porażki pożegnaliby się z fazą medalową. Ich gra była szybka i skuteczna, z kolei biało-czerwoni słabo radzili sobie zarówno w obronie, jak i w ataku. Nasi rywale szybko zdobyli dwubramkową przewagę, która wraz z upływem czasu stopniowo rosła. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 10:15.
- Biegajcie, nie stójcie! Agresywniej panowie, trzeba grać z jajami! - krzyczał do swoich podopiecznych Wenta, jednak również w drugiej odsłonie meczu na niewiele się to zdawało. Polskiemu trenerowi udzieliły się emocje i za dyskusję z sędziami dostał żółtą kartkę. Tymczasem Polacy przycisnęli w samej końcówce. Ostatecznie 5 bramek zdobył Karol Bielecki (28 l.), a po trzy Tomasz Rosiński (26 l.) i Bartosz Jurecki (31 l.), jednak to nie wystarczyło, by pokonać "trójkolorowych".
Dziś Polacy polecą do Wiednia, gdzie w sobotę o finał ME będą walczyć z wicemistrzami świata - Chorwacją.