7 lat, 100 milionów i wystarczy?
Robert Lewandowski gra w Niemczech od 2010 roku. Zgodnie z przepisami podatkowymi, co dotyczy wszystkich, nie tylko Lewego, rezydencja podatkowa jest tam, gdzie dana osoba spędza większą część roku (+180 dni). Od 7 lat Lewandowski podlega więc niemieckim urzędom skarbowym, które na podatkach naszego najlepszego piłkarza zarobiły już fortunę. Według moich informacji w ciągu tych 7 lat RL zarobił na niemieckich boiskach ponad 60 milionów euro, czyli ponad 250 milionów złotych. W Niemczech jest kilka progów podatkowych, a ze względu na wysokie zarobki Robert wpada w ten najwyższy, płacąc około 45 procent rocznie.
Oczywiście, są ulgi na żonę i (od niedawna) dziecko, ale kapitan polskiej kadry i tak płaci niemieckiemu fiskusowi grube miliony. Przez te wszystkie lata uzbierało się tego, z tego co wiemy, ponad 100 milionów złotych!!! Co ciekawe, w Niemczech jest też tak zwany podatek kościelny, pobierany automatycznie od dochodów, chyba że ktoś zadeklaruje, że jest ateistą. W Bawarii, gdzie gra Lewandowski, podatek kościelny sięga 8 procent. Luca Toni, włoski napastnik Bayernu , wpadł przez to w spore tarapaty, bo zaczął go ścigać… niemiecki kościół katolicki, domagając się grubo ponad mln euro zaległego podatku (Toni nie wypisał się z kościoła, a nie pobierano mu przez kilka lat tej należności).
Natomiast wracając do „Lewego”, niewykluczone, że już niedługo podatki będzie odprowadzał gdzie indziej. Z informacji, które do mnie docierają, wynika, iż kapitan kadry coraz poważniej myśli o zmianie klubu. Wprawdzie Bayern nie chce o tym słyszeć, ale… kropla drąży skałę. Jak słyszę, RL po siedmiu latach na niemieckich boiskach chciałby posmakować czegoś innego.
Bez podatku, ale mieszkanie kosztuje fortunę
Lewy co rok oddaje fiskusowi fortunę, natomiast zupełnie na drugim biegunie podatkowym jest jego kolega z kadry, Kamil Glik. Obrońca AS Monaco ma ZERO ZŁOTYCH podatku, bo jak wiadomo w Księstwie Monaco – dzięki dekretowi z 1869 roku - osoby fizyczne podatków nie płacą. Dla obrońcy polskiej kadry kwota w kontrakcie brutto jest więc równocześnie kwotą netto, a nie mówimy tu o drobnych. Transfer z Torino do Monaco powinien Glikowi zapewnić ponad 2 miliony euro za sezon, a to i tak ostrożne szacunki. Monaco to raj, ale… do momentu, gdy przyjdzie wynająć mieszkanie/apartament/dom. A ten obowiązek w krajach zachodnich niemal zawsze spada na piłkarza.
- To koszmarnie droga sprawa – mówi mi Piotr Woźniacki, ojciec Karoliny, gwiazdy tenisa, Dunki polskiego pochodzenia. Woźniaccy od lat mieszkają w Monaco, więc mają doskonałe rozeznanie. – Można wynająć mieszkanie za około 8 tysięcy euro miesięcznie, ale to coś małego raczej. Dla rodziny z dzieckiem porządne lokum kosztuje bliżej 20 tysięcy euro, choć ceny sięgają nawet 100 tysięcy euro – mówi Piotrek Woźniacki. Ojciec tenisowej gwiazdy uchyla też rąbka tajemnicy jeśli chodzi o zasady na jakich można się osiedlić w Monaco. Glika to nie dotyczy, ale warto posłuchać Piotra…
– Żeby zostać rezydentem Monaco, we wniosku trzeba udowodnić, że ma się gdzie mieszkać w księstwie, obiecać, że nie podejmie się pracy na jego terenie i wykazać, że daną osobę stać na mieszkanie tam bez konieczności pracowania. Do tego oczywiście zaświadczenie o niekaralności i otwarcie konta w jednym z monakijskich banków – mówi nam Woźniacki. Otwarcie konta nie oznacza wpłaty symbolicznej kwoty. Średnio to około 500 tysięcy euro. – Procedury trwają do trzech miesięcy, a decyzję odbiera się w Paryżu. To naturalne, bo danej osobie przyglądają się też francuskie służby. Obecnie w Monaco rezyduje około 10 polskich rodzin. Słyszałem też o innych Polakach, takich, których zna większość rodaków, którym rezydencji w Monaco odmówiono – mówi nam Woźniacki.
Polska, czyli wolna amerykanka
A jakie podatki płacą piłkarze grający w polskiej Ekstraklasie? No i tu się zaczyna problem, bo mamy groch z kapustą. Niby to oczywiste, ale przypomnijmy: w Polsce mamy dwa progi podatkowe dla osób fizycznych (18% dla dochodów nie przekraczających 85 528 złotych brutto rocznie i 32% powyżej tej kwoty) oraz podatek liniowy dla prowadzących działalność gospodarczą (19%). Niektóre polskie kluby trzymają się zasady, że piłkarz musi mieć umowę o pracę. Wtedy zawodnika obciąża 32 procent podatku. Takie reguły obowiązują na przykład w Legii, która woli nie ryzykować z innego rodzaju umowami. Ale z naszych informacji wynika, że w wielu klubach (oceniamy, że to więcej niż 10 drużyn Ekstraklasy) zawodnicy płacą 19%, a więc podatek liniowy, dla firm.
Co ciekawe, są też kluby, w których jeden gracz płaci 19%, a inny 32%. W tym „mieszanym” przypadku tak się dzieje, gdy klub daje piłkarzom wolną rękę - albo firma, albo umowa o pracę. Teoretycznie i praktycznie korzystniejsza dla obu stron jest opcja 19% (kluby nie muszą wtedy płacić ZUS na przykład, bo gracz sam opłaca składki, temu z kolei zostaje więcej w kieszeni). Dlaczego zatem nie wszystkie kluby decydują się na 19%? To przez strach. Strach przed „skarbówką”. Bo wcześniej urzędy skarbowe zdecydowanie odrzucały możliwości tego, aby sportowiec mógł działać na zasadzie prowadzenia firmy.
W „Super Expressie” był nawet przed laty opisywany przypadek piłkarza Odry Wodzisław, który założył firmę, odprowadzał podatek 19%, ale przegrał z kretesem sprawę sądową ze „skarbówką” i musiał oddać różnicę między 19 a 32 procent z odsetkami. Teoretycznie bardzo dużo zmieniło się w czerwcu 2015 roku, a dokładnie 22 czerwca, gdy Naczelny Sąd Administracyjny, w siedmioosobowym składzie, specjalną uchwałą dopuścił możliwość działania sportowców na zasadzie prowadzenia działalności gospodarczej. Wtedy w mediach pojawiły się entuzjastyczne artykuły mówiące o przełomie. Tyle że to była radość na wyrost, bo tak naprawdę wszystko wskazuje na to, że akurat piłkarzom, w przeciwieństwie do żużlowców na przykład, ta uchwała w niczym nie pomaga, a rozliczanie się przez nich na firmę może być bardzo, bardzo ryzykowne. Wszystko przez to, że w uchwale NSA jest bardzo istotne zastrzeżenie, trzy tak zwane przesłanki negatywne, które sprawiają, że zdaniem czołowych specjalistów od podatków piłkarz nie ma prawa rozliczać się według stawki 19%.
Chodzi dokładnie o poniższy fragment:
Art. 5b. 1. Za pozarolniczą działalność gospodarczą nie uznaje się czynności, jeżeli łącznie spełnione są następujące warunki:
1) odpowiedzialność wobec osób trzecich za rezultat tych czynności oraz ich wykonywanie, z wyłączeniem odpowiedzialności za popełnienie czynów niedozwolonych, ponosi zlecający wykonanie tych czynności;
2) są one wykonywane pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonych przez zlecającego te czynności;
3) wykonujący te czynności nie ponosi ryzyka gospodarczego związanego z prowadzoną działalnością.
Co to oznacza? W prostych słowach tłumaczy to ekspert, z którym rozmawiałem:
- Po pierwsze, piłkarz nie ponosi odpowiedzialności wobec osób trzecich, bo jeśli coś się dzieje, to odpowiada za to klub. Po drugie, treningi odbywają się pod kierownictwem trenera i na miejscu wskazanym przez klub. A po trzecie, gracz nie ponosi ryzyka gospodarczego, bo od razu wie ile zarobi, ma to wpisane w kontrakt. Dlatego wszystko wskazuje na to, że to z czym mamy w lidze do czynienia, sposób rozliczania na firmę, nie ma prawa się obronić w ewentualnej konfrontacji ze służbami skarbowymi. Mam obawy, że ten system runie i to z wielkim hukiem. Wystarczy, że przyjrzą mu się odpowiednie instytucje – mówi nam człowiek, który doskonale zna się i na podatkach, i na kontraktach zawieranych w polskiej Ekstraklasie.
KIS, czyli nie pocałunek, ale bezpieczeństwo za 40 złotych
Wprawdzie z innego źródła słyszymy, że (niektóre) kluby starały się zabezpieczyć przed kłopotami… - Wiem, że w niektórych przypadkach klub występował do odnośnych urzędów skarbowych na swoim terenie z prośbą o udzielenie odpowiedzi na pytanie: czy piłkarz może założyć firmę i rozliczać 19%? Jeśli odpowiedź była na tak, to gracze zakładali firmy i rozliczają się do tej pory na 19%. Tylko że u nas co województwo, to obyczaj. W niektórych miastach „skarbówka” stanowczo stwierdzała, że piłkarz nie może się rozliczać na zasadach działalności gospodarczej i wtedy kluby odstępowały od tego i działają na zasadzie umów o pracę – usłyszałem od osoby świetnie zorientowanej w piłkarskich kulisach.
Tyle że nawet jeśli dany klub uzyskał dla swoich piłkarzy takie zapewnienie, to nie oznacza, że sposób rozliczania na firmę jest chroniony na 100 procent. Bo „glejt”, który daje pełne zabezpieczenie, może wystawić tylko KIS. Nie chodzi tu jednak o „pocałunek” (śmierci), ale o Krajową Informacją Skarbową. W sytuacjach, które budzą wątpliwości dany podmiot może się zwrócić z zapytaniem, czy można działać w określony sposób (np. czy piłkarz może założyć firmę). Odpowiedź kosztuje 40 złotych, ale tak naprawdę jest bezcenna, bo może uchronić pytającego przed kłopotami – to dlatego, że nawet jeśli KIS da odpowiedź, którą później dany urząd skarbowy podważy, to ten papier chroni przed konsekwencjami - urzędy nie nakładają kary na podmiot, który zwrócił się do KIS i otrzymał od niego odpowiedź.
- Badaliśmy to na wszelkie sposoby, przyjrzeliśmy się zarówno interpretacji ministerstwa finansów, jak i uchwale NSA. W naszym mniemaniu w przypadku piłkarzy czy siatkarzy nie ma mowy o obronie rozliczania 19% - jeszcze raz dobitnie podkreśla nasz ekspert. Ewentualne konsekwencje dla piłkarzy? W przypadku uznania przez służby skarbowe, że rozliczenie było nieprawidłowe kłania się casus wspomnianego piłkarza Odry Wodzisław – dopłata z 19% do 32% plus odsetki. A odstąpienie przez kluby od tych umów oznacza po prostu wyższe koszty ich funkcjonowania…
Rosja: albo przelew, albo walizka
Żeby jednak nie kończyć negatywnie, rzut oka znów na kraj, gdzie z punktu widzenia podatków opłaca się grać. Gdyby szukać miejsca w Europie, który ma najbardziej, poza Monaco, preferencyjny system podatkowy (dla piłkarzy), to jest nim Rosja. 13 procent, które płacą tam dobrze wynagradzani piłkarze jest czymś, co niejednego skusi. Co więcej, rosyjskie kluby biorą też na siebie koszt wynajęcia domu/mieszkania, więc i tym gracz nie musi się martwić.
A poza tym… Od osób znających tamtejsze realia można usłyszeć, że podatki, choć niskie, to jedna sprawa, a życie w Rosji – to druga i warto się tam wybierać z dużą walizką, niekoniecznie na ubrania. Akurat w tym momencie przypominają mi się zdjęcia Macieja Rybusa, wtedy gracza Tereka Grozny, którego fotoreporter „SE” spotkał w jednym z warszawskich kantorów, gdzie piłkarz wymieniał bardzo grube pliki rubli…
Francja, czyli warto mieć dziecko
Wracając do Europy Zachodniej, to wypada podkreślić, że w większości krajów obciążenia podatkowe dla tych, którzy zarabiają najwięcej są podobne i wszędzie przekraczają 40 procent. We Francji to na przykład 45% (dla dochodów powyżej 152 260 euro) ale plus 4% dla dochodów przekraczających 500 tysięcy euro rocznie (choć kilka procent można „zbić” na żonę i dzieci), w Holandii do 52%, w Belgii 50%, w Anglii 45% (dla dochodów przekraczających 150 tysięcy funtów rocznie), w Hiszpanii 47%, we Włoszech 43% (plus podatek regionalny).
Natomiast z krajów, do których dość często trafiają polscy piłkarze warto jeszcze wymienić Turcję (35%) i Ukrainę (25%) jako te miejsca, gdzie fiskus jest względnie łaskawy dla zarabiających duże pieniądze.
Ile piłkarzowi zostanie z miliona euro brutto?
Monaco – milion euro
Rosja – 870 tysięcy euro
Polska: 680 tys euro jeśli ma umowę o pracę i 810 tysięcy jeśli rozlicza się na firmę
Ukraina: 750 tysięcy euro
Turcja: 650 tysięcy euro
Włochy: 570 tysięcy euro
Niemcy, Anglia: 550 tysięcy euro
Hiszpania: 530 tysięcy euro
Francja: 510 tysięcy euro
Belgia: 500 tysięcy euro