Poetka Szotyńska

2008-08-19 16:31

Szperając w internecie na temat Katarzyny Szotyńskiej można natrafić na jej poezję. To nie tylko żeglarka, choć w tej dziedzinie o niej najgłośniej.

Udział w regatach olimpijskich zakończyła na dziewiątym miejscu. To historyczny wynik. Jeszcze nigdy polska żeglarka na jednoosobowej łódce nie została sklasyfikowana wyżej.

Kasiu, zajęłaś dziewiąte miejsce w regatach olimpijskich. Jak podsumujesz swój start na gorąco?

Wcale się nie smucę, że to nie ósme - punktowane do tych tabelek. To dziewiąte miejsce i tak, bardzo mi smakuje. Jest wywalczone, wyszarpane w tych dzikich warunkach, których tu doświadczyliśmy na wodzie. Pokazałam tym niedowiarkom, którzy od lat przypinają mi łatkę zawodniczki żeglującej dobrze tylko przy silnych wiatrach, że potrafię sobie dobrze radzić również w słabym wietrze. Potrafię w takich warunkach taktycznie i strategiczne rozgrywać wyścigi. Pokazałam, że potrafię dać z siebie wiele w kryzysowych momentach, tak jak to miało miejsce wczoraj.

To był piękny atak na czołową dziesiątkę. Rzutem na taśmę wywalczyłaś sobie miejsce w gronie najlepszych tych regat.

Przepuściłam ten atak i okazał się skuteczny. Na początku regat chorowałam i nie byłam w najlepszej dyspozycji. Stoczyłam tutaj walkę z samą sobą, ze swoimi słabościami, ze stresem. Te regaty udowodniły, że jestem fajterką. Co dla mnie istotne, nabrałam apetytu na więcej. Bałam się, że będę wypompowana po tych regatach i nie będę chciała patrzeć na łódkę. A jest wręcz przeciwnie. Żeglarstwo podoba mi się jeszcze bardziej. Jest fantastyczne.

Podczas rozmów po wyścigach, kilkakrotnie wypowiadałaś magiczne słowo Weymouth, czyli miejsce następnych regat olimpijskich.

Bardzo bym chciała wystartować jeszcze w igrzyskach. To jest takie pragnienie, które zrodziło się teraz. Na tę chwilę wiem, że muszę sobie uporządkować życie, bo lata lecą. Na pewno podejmę to wyzwanie jeszcze raz. Nie mogę przejść do historii bez medalu igrzysk olimpijskich i bez medalu mistrzostw świata. Tak naprawdę, jako żeglarka, dopiero dwa lata temu rozwinęłam skrzydła. Jedno jest pewne, że nawet jak wymienią lasera na jakąś inną klasę, będę żeglować na jednoosobowej łódce. Nie myślę na przykład o Ynglingu. Ja lubię laserka. Nie jest skomplikowany. Chociaż ma swoje wady: dla mnie ma za małą powierzchnię żagla. Ma wszystko co lubię: jest zwinny, szybki, taktyczny i siłowy. Ma w sobie dużo żeglarstwa, ale także żegluga na nim kosztuje dużo sportowego wysiłku. To nie to co Yngling.

Weymouth znane jest z warunków silnowiatrowych. Trudno sobie wyobrazić, by panowała tam flauta.

...A poza tym bliżej Europy. Moje wyniki udowadniają, że lepiej mi się pływa na akwenach europejskich. Od zawsze z dala od domu, gdzieś w Azji, czy Ameryce szło mi gorzej. A przecież igrzyska są w Londynie, gdzie mieszka tylu Polaków. Mam nadzieję, ze nasze występy przyciągną ich także na nasze regaty.

Kasiu, jakie masz najbliższe plany? Przyszła pora na wakacje?

Nie czuję się, jakbym miała po czym wypoczywać. Oczywiście czuję zmęczenie, ale jestem pełna zapału do sportu i już obmyślam, kiedy i gdzie pójdę na trening. Zdaję sobie sprawę, ze muszę pracować nad wytrzymałością. Muszę cały czas być w formie i być w pełnej gotowości do kolejnych celów. A najbliższe wyzwanie jakie przed sobie postawiłam to złoty medal mistrzostw Polski.

Niewykluczone, że programie regat olimpijskch pojawi się match racing. Czy widzisz tu szansę dla siebie?

Matchracing nie wymaga wielkiej kondycji, nakładów czasu, tylko startów i dla tego nie jest dla mnie. Ja jestem osobą, która bardzo lubi ciężko pracować. Nie mogę przebywać z ludźmi, którzy nie dają z siebie wszystkiego. Mam poczucie, że im trudniej tym lepiej. Matchracing mnie nie interesuje, chociaż nie mówię - nie.

Wyścigi medalowe udowodniły, że umiejętności meczowe są niezwykle przydatne. Wystarczy spojrzeć, co zrobił Paul Goodison ze Szwedem, czy Ben Ainslie z Amerykaninem.

Dlatego startowałam w meczowych mistrzostwach Polski. Mamy treningi matchracingowe przygotowywane przez Bartka, abyśmy byli przygotowani na takie sytuacje. Nie mówię nie. Duże łódki mnie interesują, raczej coś małego, zwinnego, wytrzymałościowego. Chodzi mi po głowie, aby na rok-dwa zmienić dyscyplinę sportu. Może maratony rowerowe? Chcę zgłodnieć żeglarsko, aby też posmakować innego wyczynu. Od tylu lat uprawiam żeglarstwo. 250 dni w roku na wyjazdach, pakowanie łódek, na przyczepy, do kontenerów. Ciągle żagle. Nawet nie miałam możliwości wystartowania w maratonach MTB, bo to grozi kontuzją. Nie potrafię dobrze pływać na desce. Chciałabym rozszerzyć swoje granice. Chcę się dowiedzieć o sobie więcej, rozwijać się fizycznie, intelektualnie, umysłowo... Chcę w końcu skończyć studia, a jestem już bardzo blisko, bo na piątym roku Uniwersytetu Warszawskiego. Pracę magisterską napisaną mam w połowie. Leży w tym stanie od dwóch lat, bo nie miałam czasu się na niej skupić.

Jaki to temat?

Analiza filmów braci Quay z perspektywy twórczości Roberta Walsera, Tadeusza Kantora i Brunona Schulza. To mój autorski temat. Moje tezy. Jestem z niego dumna. Dwukrotnie otrzymałam owacje na stojąco za prezentację tej pracy. Jest to coś, co daje mi poczucie własnej wartości.

Najnowsze