- To, co powiem, pewnie wyda się śmieszne, ale z nimi naprawdę ciężko się grało - mówił po meczu Michał Winiarski (29 l.). Jednak na boisku nie było tego widać. Od pierwszej piłki przewaga Polaków w każdym elemencie gry była przygniatająca. Zajmujący 92. miejsce w światowym rankingu Brytyjczycy mieli duże problemy z silnymi zagrywkami biało-czerwonych, odbijali się jak od ściany od polskiego muru, a po zabójczych atakach z drugiej linii Bartosza Kurka (24 l.) wyglądali na zdziwionych, że tak można zdobywać punkty.
- Chłopaki z Wielkiej Brytanii robili co mogli, walczyli, grali z poświęceniem i trzeba im oddać, że serducho pokazali. Ale to jednak był nieco inny poziom - ocenił libero Krzysztof Ignaczak (34 l.).
Na początku drugiego seta Brytyjczycy mieli swoje 5, a nawet 15 minut. Najpierw prowadzili 4:1, a potem, gdy Polacy odrobili straty, długo trwała walka punkt za punkt.
Jednak euforię w brytyjskich szeregach szybko zdławił najskuteczniejszy w naszym zespole Zbigniew Bartman (20 pkt), który pojawił się w polu zagrywki i zasypując rywali potężnymi serwami, zmusił ich do serii błędów. W trzecim secie biało-czerwoni dokonali dzieła zniszczenia gospodarzy i zaraz po ostatniej piłce myślami byli już przy dzisiejszym porannym starciu z Australią.
- Gramy o 9.30 (10.30 czasu polskiego - red.), więc pora będzie mocno nietypowa. Na pewno wstaniemy dużo wcześniej, żeby rozbudzić się przed meczem - mówił Bartman. - Spodziewamy się ciężkiego spotkania, bo Australijczycy prezentują zupełnie inny poziom niż Wielka Brytania.
Potwierdzeniem jego słów był sobotni mecz Australii z Włochami. Italia wygrała 3:2 dopiero po zaciętym tie-breaku.
Dzięki sobotniej porażce Bułgarii z Argentyną Polakom wystarczy wysokie zwycięstwo 3:0, żeby zapewnić sobie pierwsze miejsce w grupie. Jeśli stracą seta lub dwa, też będą na czele, ale pod warunkiem że Bułgaria też pogubi ich co najmniej tyle samo w spotkaniu z Włochami.