Najważniejszym działaniem w dobie pandemii koronawirusa jest testowanie jak największej liczby osób. Co prawda nie jest możliwy powszechny dostęp do testów, ale przykłady z innych krajów pokazują, że dziennie można badać dziesiątki tysięcy podejrzanych o zakażenie wirusem. W Polsce te liczby są nieco mniejsze. Ministerstwo Zdrowia informuje, że na dobę wykonywanych jest nieco ponad 3 tysiące testów.
Laboratoria pracują na zwiększonych obrotach. Niestety nie wszystko jest w stanie funkcjonować sprawnie. Pokazuje to przykład trenera Szymańskiego. 72-latek wrócił w piątek ze Stanów Zjednoczonych, gdzie miało się odbyć Grand Prix w szermierce. Z wiadomych przyczyn do zawodów nie doszło. Trzy dni po powrocie zaczął odczuwać niepokojące objawy, które wpisywały się w zakażenie koronawirusem.
PSG pomaga w walce z koronariwusem, WIELKI sukces wyjątkowej akcji klubu
- W niedzielę rano obudziłem się chory. Z parszywymi objawami. Gorączka, bóle międzystawowe straszne, naprawdę okropne bóle mięśniowe miałem. Już wiedziałem, że mnie trafiło - powiedział Szymański w rozmowie z portalem sport.pl. Były szkoleniowiec m.in. Sylwii Gruchały został poddany badaniu na obecność koronawirusa. Test przeszedł w poniedziałek 16 marca, a wynik otrzymał... pięć dni później, w sobotę.
Przez koronawirusa siatkarze dostaną po kieszeni. Zaksa renegocjuje kontrakty
Szymański nadal przebywa w szpitalu. - W szpitalu się starają, ale mam pewność, że nie wiedzą co robić. Są tu nade mną działania głaszczące. Inhalacja raz, drugi, trzeci. Jakiś zastrzyk w brzuch codziennie dostaję. I tlen do oddychania - opisał działanie personelu trener.