To była dopiero druga jego próba. Ta poprzednia, dwa lata temu w Egipcie, była krótka. Teraz na Zatoce Puckiej Miarczyński korzysta z zalet kończącego się lata, po kilka godzin ślizga się po falach, unosi się w powietrzu i... wpada do wody. Nawet na twarz.
- Bardziej się skąpałem niż pożeglowałem na tej desce z latawcem - dzielił się wrażeniami po pierwszym treningu w rozmowie z "Super Expressem". - Pozazdrościłem wyczynowym kitesurferom, którzy na tym samym akwenie latali i potrafili się utrzymać na powierzchni. Jeszcze nie umiem powiedzieć, czy latanie na desce jest przyjemniejsze od żeglowania na niej, ale bardzo mi się spodobało.
Kitesurfing ma zastąpić klasę RS:X w igrzyskach olimpijskich Rio de Janeiro 2016. Ostateczna decyzja ma zapaść na początku listopada.
- Do listopada na pewno nauczę się pływać. A potem kolejne pół roku, może rok, zajmą mi przygotowania do wyścigów. Wtedy będę mógł porównać, w jakim jestem miejscu względem zawodowców - ocenia żeglarz przezywany "Pontonem".
Tuż po igrzyskach mówił, że kitesurfing to windsurfing plus tygodniowy kurs żeglowania z latawcem.
- To było dla żartu - śmieje się zawodnik klubu SKŻ Ergo Hestia Sopot. - Ale kitesurferzy są o to źli na mnie. Oczywiście to nieprawda. A teraz czuję na sobie, że trzeba będzie poświęcić wiele miesięcy. Wakacje? To będzie zapewne wypad na kitesurfing. O ile rodzina pozwoli...