W listopadzie 2016 roku, gdy świat obiegła informacja o tragedii z udziałem piłkarzy brazylijskiego Chapecoense, fani futbolu pogrążyli się w żałobie. Samolot rozbił się podczas próby lądowania na lotnisku w kolumbijskim Medellin, w konsekwencji czego zmarło aż 71 osób. Te tragiczne wydarzenia udało się przeżyć zaledwie garstce osób, które przez długi czas dochodziły do siebie. Wśród ocalałych znalazł się Erwin Tumiri, który mógł mówić o prawdziwym szczęściu. Boliwijski pilot we wtorek przeżył jednak kolejny cios. Autokar, którym podróżował mężczyzna, z niewyjaśnionych przyczyn spadł ze zbocza niedaleko boliwijskiego miasta Ivirgarzama. Spośród 52 osób, które znajdowały się w pojeździe, aż 21 poniosło śmierć w wyniku zdarzenia. Pojazd po tym, jak spadł ze wzgórza, zjechał jeszcze ok. 150 metrów.
CZYTAJ TAKŻE: Kiedyś WALCZYŁ z Adamem Małyszem, dziś POUCZA Piotra Żyłę. Te słowa mogą nie spodobać się skoczkowi
Tumiri znów znajdował się w gronie osób, które uniknęły śmierci w wypadku. Boliwijczyk trafił do szpitala, gdzie zajęły się nim służby medyczne, jednak wszystko wskazuje na to, że życiu mężczyzny nie zagraża niebezpieczeństwo.
Nie przegap: Apoloniusz Tajner ocenił szanse Kamila Stocha na MŚ w Oberstdorfie. Te słowa mówią wszystko
Siostra Tumiriego poinformowała w rozmowie z boliwijskimi mediami, że mężczyzna czuje się dobrze, zawdzięczając to przede wszystkim Bogu. Komentarza udzielił również sam Tumiri, który wyznał, że czuje się dobrze, a w zdarzeniu ucierpiały jedynie jego kolana. Mężczyzna ma również liczne zadrapania na ciele, jednak oprócz tego nie wykryto u niego żadnych poważnych obrażeń ciała.