Przed trzecim, ostatnim dniem finału rozgrywanych na Malcie mistrzostw Polak tracił do Litwina zaledwie pół punktu. Siłacze mieli przed sobą dwie konkurencje - martwy ciąg (podnoszenie ważącego 345 kg samochodu) oraz załadunek kul na podesty (od 110 do 165 kg).
- I ja, i Savickas radzimy sobie w nich dobrze, więc wojna o tytuł będzie straszna - zapowiadał Mariusz.
W martwym ciągu był drugi. Niestety, wyprzedził go właśnie Litwin, powiększając przewagę do 2 punktów.
- Żeby go dogonić, musiałbym z nim wygrać kule i liczyć na to, że między mną a Savickasem będzie jeszcze dwóch zawodników - tłumaczy "Pudzian". - Ale nie dałem rady, po kontuzji nie zdążyłem odpowiednio przygotować mięśni pleców - dodaje wicemistrz świata, który pół roku temu przeszedł operację po zerwaniu bicepsa.
Polak ostatnią konkurencję ukończył na czwartym miejscu, a Savickas był drugi. Litwin został nowym mistrzem, wyprzedzając Mariusza o 4 punkty.
- To były niesamowite mistrzostwa: wszyscy najlepsi strongmani i nieprawdopodobnie wysoki poziom - komentuje Pudzianowski. - Biłem tu rekordy życiowe, ale to okazało się za mało na Savickasa. Litwin jest ode mnie cięższy o 38 kg, a taka różnica w masie to ogromna przewaga.
Mariusz ma małą satysfakcję, bo pozostawił daleko w tyle Amerykanów (w finale było ich aż pięciu), którzy odgrażali się, że upokorzą utytułowanego Polaka. - Te mistrzostwa to ich klęska, bo okazało się, że są mocni tylko w gębie - uśmiecha się Pudzianowski.
Teraz "Pudzian" rozpoczyna przygotowania do walki w MMA z Andrzejem Najmanem (11 grudnia).
- Trochę poleję się w ringu, a potem chcę jeszcze raz spróbować wrócić na szczyt strongmanów - zapowiada pięciokrotny mistrz świata.