Flick z Lewandowskim i Gilewicz

i

Autor: Piotr Matusewicz/East News, AP Photo/Joan Monfort (2)

Tak to widzi Radosław Gilewicz

Już wiemy, skąd ta eksplozja snajperskiej formy u Roberta Lewandowskiego. Przed meczem z Bayernem nasz ekspert precyzyjnie wszystko wyjaśnił [ROZMOWA SE]

2024-10-22 22:21

Starcie Barcelony z Bayernem (środa, 21.00 – transmisja w Canal+ Extra 1) jawi się jako hit 3. serii Ligi Mistrzów. Nie tylko dla polskiego kibica, choć oczywiście serce bije nam mocniej na myśl o starciu Roberta Lewandowskiego z jego byłym klubem. Dwa lata temu Blaugrana – już z „Lewym” w składzie – dwukrotnie gładko uległa Bawarczykom. Teraz jednak Polak przeżywa drugą młodość. O tajemnicy jego snajperskich popisów porozmawialiśmy z eksreprezentantem, Radosławem Gilewiczem, dziś komentującym w Viaplay mecze Bundesligi.

„Super Express”: - Hansi Flick ma czarodziejski wpływ na Roberta Lewandowskiego?

Radosław Gilewicz: - Kiedy Flick latem 2019 roku przychodził do Bayernu jako asystent Niko Kovaca, przez tydzień miałem okazję uczestniczyć w zgrupowaniu monachijczyków. Miałem z nim dobry kontakt, przyglądałem się jego pracy z bliska. A potem, po odejściu Kovaca, śledziłem uważnie, jak porządkuje grę Bayernu, czyniąc z niego maszynę do wygrywania. I mam wrażenie, że pewne elementy tamtych działań powielił teraz w Barcelonie. Czyli całą grę ofensywną podporządkował pod Roberta.

- Ale Barcelona to przecież – zwłaszcza mentalnie – zupełnie inna grupa ludzi niż Bayern!Niełatwo zmusić indywidualistów do gry „pod” kogoś.

- Pewnie nie jest to tak ekstremalna praca całego zespołu na „Lewego”, jak miało to miejsce w Monachium, ale widać taktykę „grania na Roberta” – zwłaszcza tych krótkich piłek. Oczywiście nie w każdej akcji ostatnie podanie jest kierowane do Lewandowskiego, ale zespół – pełen młodych i głodnych wygrywania chłopaków – widzi, że taki sposób gry przynosi dobre efekty. To działa zresztą w dwie strony, bo widzę też zupełnie nowego Roberta.

- To znaczy?

- Ma znowu wielką radość z gry. I ma luz, który odzyskał u Flicka. A ten luz jest napastnikowi potrzebny – obojętne czy ma lat 37, czy 20. Jest dzięki niemu z reguły we właściwym miejscu i robi właściwy użytek ze swojego instynktu „killera”, którego mu nigdy nie brakowało. Drugi gol w meczu z Sevillą – delikatna, ale niezbędna zmiana toru lotu piłki – był tego dobitnym przykładem. Poza tym Flick też Roberta „nie liczy”.

Hiszpanie sięgają po drastyczne słowa po popisie Lewandowskiego. Prześcigają się w wymyślaniu określeń, można złapać się za głowę

- Co pan ma na myśli?

- To, że Robert już nie musi patrzeć na stadionowy zegar w trakcie gry. U Xaviego czasem bywało tak, że gdy przez godzinę „Lewy” nie strzelił gola, to już zaczynał nerwowo dreptać i szykować zmianę. Zawodnik widzi takie rzeczy, i to mu nie ułatwia życia na boisku.

- Xavi to legenda Barcelony. Ale sukces – przynajmniej na razie – odnosi ktoś z zewnątrz, spoza tego środowiska. To kwestia charakteru Hansiego Flicka, że chłopaków głodnych pewnie głównie własnej sławy podporządkował rygorom taktycznym?

- Nie znam warsztatu Xaviego w pracy trenerskiej. Uwielbialiśmy go oglądać jako piłkarza, ale nie zawsze ów status legendy w klubie musi przekładać się na identyczną pozycję w roli trenera. We Włoszech doskonałym przykładem tego, o czym mówię, była trenerska przygoda Andrei Pirlo z Juventusem. Barcelonie najwyraźniej potrzebny był ktoś z zewnątrz, z inną mentalnością.

Radosław Gilewicz zdradza tajemnicę skuteczności Roberta Lewandowskiego pod skrzydłami Hansiego Flicka. Jedno słowo

- Ale i tak wcale nie było rzeczą oczywistą, że to „zaskoczy” w przypadku Flicka.

- Nie jestem blisko szatni Barcelony, więc opierać się mogę tylko na tych informacjach, które z niej wypływały w różnych źródłach. Po pierwsze – po przyjściu Hansiego do Barcy zawodnicy zaczęli trenować dużo mocniej, bardziej dynamicznie. Myślę, że wprowadził tam też sporo niemieckiego „ordnungu”. Tym młodym chłopakom się to przydało. Jeżeli do tego ich „głodu”, o którym mówiłem, dorzucisz dobrze wykorzystane doświadczenie „Lewego”, to do odniesienia sukcesu brakuje niewiele. Ale – podkreślmy – schody przed Barcą dopiero się zaczynają. Rozkręciła już spiralę nadziei i oczekiwań, a tu przed nią naprawdę istotny sprawdzian w Lidze Mistrzów.

- Pierwszy z nich już oblała, przegrywając 1:2 w Monaco…

- A Bayern to przecież jeszcze wyższa półka!

- Zanim o Bayernie, jeszcze słowo o prognozach na ligę: tu też Barcelona w którymś momencie napotka znak „stop”?

- Dobre wyniki budują pewność siebie. Ale młodość ma to do siebie, że bywa nierówna. Zwłaszcza w meczach o wielką stawkę – a takie w tych dniach przed Barceloną – coś może nie wypalić. Trzeba to brać pod uwagę. Bo Liga Mistrzów nie wybacza nawet małych pomyłek. Liga Mistrzów na tym poziomie jest bezbłędna. Więc w kwestii przyszłości Barcy… będziemy mądrzejsi w środowy wieczór, po meczu z Bayernem.

- A jak ten mecz może wyglądać?

- Dobre pytanie! Mam wrażenie, że Bayern najprawdopodobniej przyjeżdża do Barcelony zagrać tak, jak zagrał w najlepszym dla siebie czasie, kiedy wygrał z nią 8:2 (ćwierćfinał LM, sierpień 2020 – dop. aut).

- „Lewy” strzelał wtedy dla Bayernu, ale… to jedna z niewielu zmian u monachijczyków. Dogrywali mu wtedy Müller, Sane, Gnabry, Coman. Dziś też dogrywają – tyle że Kane’owi.

- Mam wrażenie, że Vincent Kompany – nowy człowiek na ławce Bayernu, jak Flick w Barcelonie – zrobił w Monachium to samo, co Flick w Katalonii: uwolnił ofensywnie zespół. Thomas Tuchel troszeczkę ograniczał zawodników, po prostu nie grali fajnej piłki – całkiem jak Barcelona u Xaviego. To jest taki radosny „fussball”: ruszamy do przodu, na granicy ryzyka. Bayern gra -praktycznie ośmioma piłkarzami w ofensywie; bardzo, bardzo wysokim pressingiem. Zostają praktycznie „jeden na jeden” czy „dwa na dwa” z tyłu. Czasami to niebezpieczne; przejechali się w ten sposób z Aston Villa w pierwszym spotkaniu w Lidze Mistrzów, ale są konsekwentni.

Wojciech Szczęsny w Barcelonie na dłużej? Nasz ekspert kreśli konkretny scenariusz, rzucił słówko o charakterze kolegi po fachu [ROZMOWA SE]

- Taka ryzykowna gra Bayernu w defensywie to woda na młyn dla Barcy i Roberta? Dograć mu dobrą piłkę, a on sobie poradzi w tej grze „jeden na jeden”?

- Znam bardzo dobrze te bezpośrednie pojedynki Roberta z Dayotem Upamecano. One nie były łatwe w czasach, gdy Francuz grał w Lipsku. Zresztą - jestem o tym przekonany – właśnie dzięki tym dobrym meczom on trafił do Monachium, zgodnie z zasadą: „jeśli dobrze wypadasz na tle Bayernu, to… trafiasz do Bayernu”. Z Kimem (Min-jae Kim – dop. aut.) Robert miał mniej do czynienia. Bardzo jestem ciekaw, jak w tej swojej dobrej dyspozycji, będąc w pełni zdrowym, „Lewy” poradzi sobie w starciach z nimi. Bo to – moim zdaniem - nie jest ta najwyższa półka obrońców, a do tego mają trudne zadania; grają dużo w asekuracji partnerów.

- Dla polskich kibiców to taki „przedwczesny finał” Ligi Mistrzów, choć meczów do końca jeszcze bardzo wiele. Pańska prognoza?

- Zazwyczaj nie trafiam z prognozami (śmiech). Ale zaryzykuję: ze swoją siłą ofensywną delikatnym faworytem jest dla mnie Bayern, alel… padnie ładny remis, na przykład 2:2.

Sonda
Kto wygra Ligę Mistrzów w sezonie 2024/25?
Najnowsze