Pudzian: Podniosę go i rzucę na podest!

2009-11-13 13:45

Trwa wojna na słowa przed walką MMA Mariusz Pudzianowski (32 l.) - Marcin Najman (30 l.), która 11 grudnia odbędzie się w Warszawie.

- Wygra lepszy. Ja jestem oszczędny w słowach. Wolę mało mówić, a więcej robić - powiedział Mariusz Pudzianowski na antenie radia TokSport, ale chwilę później dodał, że rzuci rywalem jak workiem ziemniaków.

Postanowił pan wyjść na ring. Wcześniej próbował pan innych dyscyplin, takich jak na przykład rugby.

- Jednak nie wystarczyło czasu na to, by bawić się w rugby. Kiedy koledzy grali mecze, ja musiałem zazwyczaj wyjeżdżać za granicę.

Dlaczego zdecydował się pan na walkę z Najmanem?

- Chciałem porobić coś nowego. Zdecydowałem więc, że wyjdę na ring i troszkę się poszarpię.

Wcześniej ćwiczył pan też karate.

- Bawiłem się w to od małego, ale przez ostatnie osiem lat zawodowo oddałem się dźwiganiu "żelastwa". Jednak w tymże "żelastwie" osiągnąłem już wszystko i mógłbym tylko powielać swoje sukcesy. Kilka razy zdobyłem mistrzostwo świata, Europy i Polski. A boks to dla mnie nowe wyzwanie. Nie wykluczam jednak, że wrócę do zawodów strong man.

Pana walkę z Marcinem Najmanem niektóre media porównują do pojedynku Wałujewa z Haye.

- To złe porównanie, bo ja na pewno nie będę się ruszał wolno jak wół. Tak jak Wałujew.

Lepszym porównaniem byłoby zestawienie pana pojedynku z walką Gołota - Adamek?

- Nie do końca. Ukłony dla Adamka, bo jest dobrym sportowcem, który przykłada się do ciężkiej pracy. Nie wiem, jak to było z Andrzejem Gołotą, ale... zostawię to bez komentarza.

Przed waszą walką rozpętała się mała wojna na wypowiedzi. Oboje wbijacie sobie wzajemnie słowne "gwoździe".

- Gwóźdź to zostanie przybity dopiero jedenastego. Wygra lepszy. Ja wychodzę z takiego założenia, by mało mówić, a więcej robić. Staram się być oszczędny w słowach. Jest takie powiedzenie, że krowa, która najgłośniej ryczy, najmniej mleka daje. Mogę tylko zapewnić, że tanio skóry nie sprzedam.

Marcin Najman używał ostrych słów. Śmiał się, że na co dzień zajmuje się pan przenoszeniem worków z ziemniakami.

- Skoro uważa, że podnoszę ziemniaki, to ja go podniosę jak worek i rzucę nim na podest. Zrobimy małe puree ziemniaczane.

Nie obawia się pan, że pana honor i osiągnięcia zostaną po tej walce wystawione na szwank?

- Nie ma takiej opcji. Jeśli za coś się biorę, to ciągnę to już do samego końca. Wychodzę z takiego założenia, że ciężka praca się opłaca.

Czy ta walka będzie zwieńczeniem pana bogatej kariery?

- Ale przecież to dopiero początek mojej kariery w sztukach walki. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będę się tym zajmował przez najbliższe cztery-pięć lat.

Którego z bokserów podziwiał pan w swoim życiu najbardziej?

- Ze wszystkich bokserów, których oglądałem, dla mnie najlepszy był Tyson. Niestety jest to osoba kontrowersyjna. Kiedyś był jak maszyna do zabijania, która robiła to, co sobie zaplanowała. W którymś momencie coś się zachwiało w jego karierze. Mimo wszystko jego walki były najbardziej spektakularne.

Ale nie odgryzie pan kawałka ucha Najmanowi, tak jak Tyson Holyfieldowi?

Raczej nie, ale jakby była potrzeba to i oba bym odgryzł.

Co sądzi pan o George'u Foremanie?

- Też był dobrym zawodnikiem, ale nie miał tak spektakularnych walk jak Tyson.

Na czym obecnie skupia się pan podczas treningów?

- Trenuje nacinanie skóry rywala rękawicami i posypywanie jej solą. Zapewniam zatem, że na pewno będzie bardzo bolało.

Staje się pan coraz bardziej popularny. Pewnie nie może się pan pozbyć natarczywych dziennikarzy i fotoreporterów.

- Obecnie dziennikarze nie mają wstępu na moje treningi. Już jeden fotoreporter za mną ciągle chodził i nie chciał przestać. Ostrzegałem go, że zabiorę mu aparat. W końcu wziąłem mu kartę pamięci i jeszcze oburzony powiedział mi, że pójdzie na policję. Dlatego jestem w stanie zrozumieć to, że Tyson ostatnio delikatnie znokautował fotoreportera. Ja jestem jednak troszkę mniej porywczy od niego.

Najnowsze