- Mam problemy z kolanem. Wdała się jakaś infekcja. Mam wstrzykiwany płyn, który ma zwalczyć stan zapalny. Od 14 dni nie siedziałem na rowerze. Czekam na pozwolenie lekarzy, by wznowić treningi. Mam świadomość, że nawet jeśli się wyleczę, to może zabraknąć czasu, by dojść do wysokiej formy. A wtedy Giro przejdzie mi koło nosa - mówi podłamany Majka, którego kłopoty zaczęły się już w wyścigu Tirreno - Adriatico. - Przewróciłem się na 4. etapie i byłem zbyt poobijany, by powalczyć na górskich odcinkach.
Majka zapewnia, że się nie podda.
- Pod koniec kwietnia jest wyścig Tour de Romandie. Jeśli wystartuję i spiszę się przyzwoicie, to pewnie pojadę i w Giro. Jeśli nie, to wyścig, o którym marzyłem od małego, będę mógł obejrzeć w telewizji - nie ma złudzeń kolarz.
- Bjarne Riise, szef teamu, powiedział, że nie powinienem się martwić o swoją przyszłość w zespole. Wszyscy tam we mnie wierzą i czekają na mój powrót. Strasznie mi ciężko wysiedzieć w domu, nic nie robiąc. Ale nie godzę się z losem i walczę o start w moim wyścigu marzeń. Nie tracę wiary, że się uda.