Rekord życiowy sztangistki Legii w dwuboju wynosi 237 kg. Liderką tegorocznej tabeli światowej kategorii pow. 87 kg jest Kuk Hyang Kim z Korei (291 kg), a faworytką - ważąca niespełna 110 kg Rosjanka Tatjana Kaszyrina, z niewyobrażalnym rekordem świata 348 kg.
„SE”: - Czy wierzy pani, że rywalizacja w czempionacie będzie czysta?
- Nie wiem, jak to naprawdę wygląda. Kaszyrina waży dużo mniej, a w rwaniu podnosi 150 kilo i więcej… (rekord Oli w rwaniu to 103 kg – red.). Dla mnie jednak najważniejsze jest własne sumienie i to, jak będę się czuła za dwadzieścia lat – deklaruje Mierzejewska. - Nie byłabym zadowolona, gdybym osiągała sukcesy na skróty. I nie chcę igrać z losem moim zdrowiem.
- Jest pani lepszą zawodniczką niż pół roku temu?
- Przybyło mi w mięśniach, ale nie przybyło w kilogramach. Nadal ważę 143 kilo (smiech). Przerzuciłam o wiele więcej kilogramów na treningach niż kiedykolwiek, do trzydziestu ton na tydzień. Odezwała się ambicja, chciałam podnosić więcej i więcej i zaczęły się problemy zdrowotne. Najpierw nadwerężony nadgarstek, przez co dostałam wymuszony tydzień wolnego, a potem problemy z kręgosłupem i kolanami. Ale przed startem jest w porządku.
- Jak wysoko pani celuje?
- W wyniki na poziomie rekordów życiowych, a w rwaniu chciałabym do rekordu coś dołożyć. Mój narzeczony Robert twierdzi, że i tak swoje w sporcie już ugrałam. A zna moja siłę, bo czasami go… podnoszę. Ostatnio przy zawieszaniu firanek. On waży raptem sto kilo.
- Czy zaszła jakaś zmiana w wizerunku mistrzyni Europy?
- Miesiąc przed mistrzostwami byłam u fryzjera. Wynudziłam się, trwało to aż trzy godziny. Ściemniłam włosy, bo słyszałam, że w Turkmenistanie porywają puszyste blondynki (śmiech). Puszystości się nie pozbędę, ale przynajmniej kolorem jestem zabezpieczona.