- Zostałem źle zrozumiany. Powiedziałem, że to możliwe, ale na razie skłaniam się ku kontynuowaniu kariery - wyjaśnia "Super Expressowi".
Dzisiaj Sikora pobiegnie na mistrzostwach świata w Oestersund w biegu na 20 km. W dwu wcześniejszych biegach na MŚ był blisko medalu, ale ostatecznie był za każdym razem jedenasty. - W grudniu męczyła mnie kontuzja pleców. Potem przeziębienie wyłączyło mnie na dwa tygodnie z treningów. Teraz dochodzę do formy - zapewnia.
Wicemistrz olimpijski jest... zły na siebie, bo sam jest winny swoim kłopotom. - Przeziębiłem się, bo wziąłem łyk zimnego picia na trasie. Uległem słabości. To moja głupota, przez nią straciłem dwa tygodnie treningów - denerwuje się.
Sikora twierdzi, że jest bardzo blisko wielkiej formy. - Brakuje tylko "tego czegoś" - mówi zagadkowo.
Wicemistrz olimpijski wierzy, że jeszcze znajdzie "to coś", twierdzi, że tym brakującym ogniwem nie są młode lata.
- Przecież Norweg Hanevold ma lat 38, a udowadnia, że można biegać wiele lat i stawać na podium. Zawsze mówiłem, że będę startował, dopóki będę zdolny walczyć o najwyższe laury. Czuję, że wciąż jest to możliwe - podkreśla.